Na Wiktora Jurkowskiego, organizującego ponownie oddziałek w lasach skępskich na tzw. "Koziołku" w dogodnej i obronnej pozycji, napadli niespodzianie kozacy wraz z kompanią piechoty pod dowództwem kapitana Prowolskijego, naprowadzeni przez szpiega. W obozie, w którym znajdowało się około 150 ochotników źle uzbrojonych, powstał popłoch. Mimo silnego ognia zdołano się jeszcze sformować, ale już w pozycji niezbyt korzystnej. Przy tym żołnierz, pierwszy raz w boju będący i do tego znienacka zaskoczony, nie wytrzymał silnego natarcia.
Na początku kosynierzy poczęli się chwiać, a za nimi poszła w rozsypkę piechota i kawaleria. Furgony z zapasami amunicji oraz żywności i ubrań dostały się w ręce Rosjan. Siedemnastu powstańców poległo, między nimi kapelan, a kilkunastu było ranionych. Po kilku dniach rozbity na "Koziołku" oddział zebrał się znowu na tym samym miejscu i począł się na nowo organizować. Pod Koziołkiem walczyła także kobieta, panna Julia Preibiszówna z Poznania, której udało wymknąć się Rosjanom. Poległ tutaj między innymi Stefan Bogucki.