Dnia 27 lipca 1863 r., 193 ludzi pod dowództwem Leszka Wiśniowskiego przeszło pod wsią Łuczyce kordon austriacki, udając się ku lasom poleskim przez Raczyn, Kołpytów i Korytnice. W korytnickim lesie ujrzano rekonesans huzarów rosyjskich, który po kilkunastu strzałach ze strony oddziału polskiego znikł z oczu. Po przejściu lasu oddział zatrzymał się na drodze ku lasom szelwowskim, w celu przełożenia amunicji z fury na juki.
Wtem spostrzegła ariergarda zbliżających się kozaków, a wkrótce potem przednie straże ujrzały dragonów, którzy zbliżywszy się, zsiedli z koni i zaatakowali powstańców. Wiśniowski rozsypał w tyraliery pół plutonu strzelców od strony dragonów i jeden pluton od strony kozaków, chcąc zyskać czas potrzebny dla opakowania juk, aby móc później cofać się w korytnickie lasy. Lecz gdy rosyjska piechota nadciągnęła na pomoc dragonom, prawe skrzydło oddziału nie mogąc wytrzymać silnego natarcia, cofnęło się, dając dragonom możność zabrania juk z amunicją. Wtedy Wiśniowski dał znak do odwrotu, lecz mimo wszelkich jego wysiłków i oficerów nie można było utrzymać porządku w oddziale, gdyż żołnierze idąc za przykładem pierwszych zbiegów, uciekali w największym nieładzie.
Po tak bezładnym dojściu w głąb lasu zatrzymali się wreszcie, a gdy Wiśniowski zdążył zaledwie rozstawić pikiety, nadeszli Rosjanie od strony Drużkopola, tudzież zbliżyły się te oddziały, przed którymi powstańcy uchodzili. W ogóle było Rosjan trzy kompanie piechoty, dwa szwadrony dragonów, szwadron ułanów, kilkudziesięciu kozaków i dwa oddziały artylerii. Rosjanie otoczyli powstańców. Wtedy sformowawszy się w dwójki, ruszono ku zachodniej stronie lasu, lecz w przejściu przez gęste zarośla znikł wszelki porządek. Doszedłszy do skraju lasu, Borkowski śmiałym atakiem chciał się przedrzeć przez nieprzyjaciela, lecz została przy nim tylko przednia straż i komisarz cywilny z dwoma kawalerzystami.
Wtedy udał się Wiśniowski na powrót do lasu po resztę oddziału, lecz ciężko raniony wpadł w ręce Rosjan. Na krańcu lasu pozostał komisarz cywilny z porucznikiem Cieszkowskim i sierżantem Cieszkowskim, oraz z pięcioma żołnierzami piechoty i czterema jazdy, którzy ciągłym ogniem wstrzymywali nieprzyjaciela. Powoli zaczęli nadciągać pojedynczo żołnierze, a w godzinę zebrało ich się 47. W krótkim czasie oczyściła sobie ta garstka jeden róg lasu i przylegające doń pola od rosyjskiej piechoty, która cztery razy zapuszczała się do ataku na bagnety, lecz zawsze na odległość 25—30 kroków uciekała przed celnymi strzałami powstańców, wobec których bezskutecznymi były także manewry konnicy nieprzyjacielskiej. O godzinie 20.30 wieczorem, po ostatnim ataku oddalili się Rosjanie, powstańcy zaś pozostali na miejscu aż do godziny 21.30, po czym ruszyli na Kołpytów ku kordonowi, częścią prowadzeni przez przewodników, częścią na zarekwirowanych furmankach.
Nad samym kordonem w pobliżu Łuczyc starli się jeszcze raz ze seciną kozaków i kilkudziesięciu objeszczykami, nie straciwszy ani jednego żołnierza, a ubiwszy Rosjanom dziewięciu ludzi i dwa konie. O godzinie 8.30 z rana przeszli kordon, gdzie przez huzarów austriackich zostali rozbrojeni. Przednia straż przeszła była już przedtem dwie godziny. W ogóle przedostało się przez kordon 76 ludzi, między tymi sześciu rannych. W wyprawie tej stracili Polacy 30 ludzi w zabitych na miejscu, oraz kilkudziesięciu jeńców. Niedobitki wyprawy wróciły do Lwowa. Odznaczyli się w tej wyprawie niepospolitą odwagą wspomniani już bracia Cieszkowscy i kawalerzysta Węgrzynowski, oraz adiutant Wiśniowskiego Józef Kulikowski, który poległ.
____________________________________
Objeszczyk - żołnierz rosyjskiej straży granicznej