Romuald Traugutt (1826–1864)

Podziel się w social media!

Zobacz wspomnienia

Przeczytanie tego artykułu zajmie 7 min.
Autor: Marcin Czajkowski

5 sierpnia 1864 roku o godzinie 10 rano Romuald Traugutt został stracony na stoku Cytadeli. Nic w jego życiu sprzed akcesu do Powstania Styczniowego nie zapowiadało takiego finału. Odkąd sam sięgnął po władzę dyktatora – wszystko.

 

Ostatni przywódca powstania urodził się 16 stycznia 1826 roku we wsi Szostaków (obecnie Šeštokai na Litwie) jako poddany cara Mikołaja I. Osierocony wcześnie przez matkę, został wychowany przez babkę, Justynę Szujską. Ukończywszy gimnazjum, przez dwa lata bezskutecznie usiłował się dostać na studia inżynierskie. Zdecydował się zatem na służbę w armii rosyjskiej.

W grudniu 1844 roku Traugutt zdał egzamin na słuchacza szkoły oficerskiej w stopniu junkra. Trzyletni kurs spędził w 3. batalionie saperów w Żelechowie, kończąc go egzaminem w Petersburgu i awansem na praporszczyka (chorążego). Wśród kolegów uchodził za zamkniętego w sobie samotnika. Późniejsi bio-, czy wręcz hagiografowie będą widzieć w tym znamię mickiewiczowskiego Wallenroda, który krył w sobie myśl o przyszłym powstaniu. Tymczasem introwertyczny Traugutt rozpoczął mającą trwać 14 lat karierę lojalnego oficera.

Jako zawodowy wojskowy, w 1848 roku stanął po przeciwnej stronie barykady niż wielu polskich bohaterów narodowych – jak Józef Bem, Henryk Dembiński czy Józef Wysocki – i tłumił Wiosnę Ludów na Węgrzech. Sprawować się musiał wzorowo, skoro w 1851 roku został promowany na porucznika. Nim został wysłany na wojnę krymską, zdążył się jeszcze ożenić z Anną Pikiel, córką warszawskiego jubilera. W latach 1553–1557 urodziła mu ona dwie córki, Annę i Alojzę.

Wiosną 1854 roku Traugutt dostał przydział na front wojny Rosji z Turcją i sprzymierzonymi z nią Anglią i Francją. Po walkach nad Dunajem i pod Sylistrią skierowano go na Krym, gdzie wziął udział w fortyfikowaniu oblężonego Sewastopola. Zasłużył się szczególnie podczas kilkutygodniowej służby w IV bastionie, stanowiącym klucz do całej twierdzy. I w tym konflikcie sympatie ogółu Polaków sytuowały się po przeciwnej stronie. Za wzorową postawę Traugutt otrzymał natomiast srebrny medal i awans na sztabskapitana.

Po skończonej kampanii nie wrócił w ojczyste strony, lecz ściągnął swoją babkę, żonę i córki do Odessy, a w 1858 roku przeprowadził się z całą rodziną do Petersburga. Tam spotkały go kolejne zaszczyty – order św. Anny III stopnia za sumienną służbę, awans na kapitana, zaliczenie do korpusu inżynierów armii i posada wykładowcy w Wojskowym Instytucie Galwaniczno-Technicznym. I gdy zdawało się, że Traugutt osiągnął już wszystko, czego mógłby sobie życzyć poddany cara, wydarzyła się tragedia rodzinna. Między listopadem 1859 a majem 1860 roku zmarły kolejno jego babka, żona i nowo narodzone bliźnięta. Okupił to załamaniem nerwowym. Dmuchnąć tylko, a już by mnie nie było – pisał w liście do przyjaciela.

Wdowiec postanowił wystąpić z armii i wrócić do pozostawionego mu w spadku majątku w Ostrowiu, by zająć się wychowaniem córek. Samemu nie zaznawszy opieki matki w dzieciństwie, chciał oszczędzić im tego doświadczenia i w czerwcu 1861 roku ożenił się powtórnie. Jego wybranką została Antonina Kościuszkówna, krewna naczelnika insurekcji. Rok później ostatecznie otrzymał dymisję z wojska. Prośbę umotywował złym stanem zdrowia. Zachował prawo do noszenia munduru i roczną pensję w wysokości 230 rubli.

 

Z poczucia obowiązku

 

Mało znany wśród ostrowskiej szlachty Traugutt nie utrzymywał żadnych związków z konspiracją, a wybuch Powstania Styczniowego przyjął biernie. Znalazł się jednak pod silną presją sąsiadów, chcących wykorzystać jego wojskowe doświadczenie. O przystąpieniu do zrywu zdecydowały dwa czynniki. Jednym było zapewne wychowanie w duchu tradycji niepodległościowej, jakie odebrał od babki. Drugim – paradoksalnie – cecha, jaką rozwinęła w nim służba w armii zaborczej, a więc żołnierskie poczucie obowiązku. Powstania nikomu nie doradzałem, przeciwnie, jako były wojskowy widziałem całą trudność walczenia bez armii […] z państwami słynącymi ze swej militarnej potęgi – zeznawał później na procesie. – Zagadniony zupełnie niespodziewanie, […] radziłem odwołanie. Okazało się, że odwołać nie było czasu. Zgodziłem się wtedy na prośbę, bo jako Polak sądziłem za mą powinność nieoszczędzanie siebie tam, gdzie inni wszystko poświęcali.

25 kwietnia 1863 roku Traugutt otrzymał zatem komendę nad oddziałem 160 powstańców. Przywykły do wojskowych rygorów, srodze się zawiódł swoimi podwładnymi, którzy okazali się być zbieraniną uzbrojonych w broń myśliwską ochotników, nienawykłych do wojennych trudów. Rychło wziął ich w karby, ucząc musztry, strzelania i taktyki. Nie tolerując opieszałości, zagroził im nawet, że dla ocalenia wszystkich poświęci jednego. Tak też zrobił, strzelając dla przykładu do sprawcy zamieszania przy jednym z alarmów. Nieszczęśnik zmarł po paru dniach.

Nauczony tak karności oddział stoczył w ciągu przeszło dwóch miesięcy koło 20 potyczek. Po jego początkowym sukcesie, odniesionym nad Rosjanami 17 maja pod Horkami, ci zgromadzili siły w liczbie 3 tys. żołnierzy, którymi pod koniec miesiąca otoczyli powstańców. Dowódca nakazał swoim ludziom rozproszyć się, a sam schronił się na dwa tygodnie pod Kobryniem, w majątku Elizy Orzeszkowej i jej męża Piotra. Sformowawszy na nowo oddział, Traugutt został 13 lipca już ostatecznie pobity pod Kołodnem, po czym, chory na malarię, ponownie schronił się u przyszłej pisarki.

Niefortunny dowódca nie trafił do 23-letniej Orzeszkowej przypadkiem. Jej majątek – Ludwinowo – sąsiadował z Ostrowiem, a ona sama była jedną z łączniczek oddziału Traugutta. Ich znajomość zaowocuje cyklem utworów o tematyce powstańczej, opublikowanych w 1910 roku pod znamiennym tytułem Gloria victis. Po klęsce swojego oddziału Traugutt nie zaprzestał działalności. Podreperował w Ludwinowie zdrowie i, przemycony przez autorkę Nad Niemnem przez granicę Królestwa Polskiego, stawił się 26 lipca w Warszawie, gdzie oddał się do dyspozycji władz powstańczych.

 

Akt poświęcenia, nie ambicji

 

Poprzez litewskich znajomych Traugutt skontaktował się z sekretarzem Rusi Rządu Narodowego Marianem Dubieckim, którego zainteresował dowódca, zabity według raportów podczas jednej z potyczek (ten celowo zakazał dementowania pogłosek). Zaproszony na kilka posiedzeń gabinetu, wywarł duże wrażenie znajomością spraw wojskowych i pewnością, z jaką głosił swe przekonania. Te z kolei już mniej się spodobały: były kapitan saperów domagał się wzmożenia wysiłku zbrojnego, do czego przewodniczący rządu Karol Majewski się nie kwapił. Stawiający niewygodne postulaty oficer został awansowany na generała, a następnie – wysłany na zagraniczną misję zwiadowczo-dyplomatyczną. Zadania, polegającego na sprawdzeniu działalności polskich agentur zaopatrujących powstańczą armię w uzbrojenie oraz wysondowaniu nastrojów wobec zrywu na zachodzie Europy, Traugutt podjął się bez oporów, choć ze świadomością, że jest ono równoznaczne z odsunięciem od biegu spraw.

Wyruszywszy 15 sierpnia z Warszawy, w ciągu dwóch tygodni komisarz pełnomocny Romuald Traugutt dotarł przez Lwów i Kraków do Paryża. Tam został przyjęty m.in. przez księcia Władysława Czartoryskiego oraz francuskiego ministra spraw zagranicznych księcia Napoleona Bonaparte (kuzyna swego wielkiego imiennika). Nie żywił większych złudzeń co do efektów tych spotkań. Sprawa nasza, jako obrona pogwałconych praw i sprawiedliwości – pisał w raporcie z 8 września, – znajdzie sympatię i poparcie u wszystkich ludów, u rządów zaś tam tylko, gdzie bezpośrednio wymagają tego ich interesa.

Za granicą Traugutt dał się poznać jako wytrawny konspirator. Wpierw we Lwowie uniknął aresztowania przez policję austriacką podczas rewizji domu, w którym nocował, kryjąc się na drzewie. Nad Sekwaną natomiast podawał się za prostodusznego turystę, odbywającego swą ciut spóźnioną grand tour.

Zajętego bezpłodną dyplomacją komisarza pełnomocnego doszły niepokojące wieści z kraju. Kolejne klęski militarne powstańców, eskalacja rosyjskiego terroru i opór opozycji „czerwonych” doprowadziły do upadku „biały” rząd Majewskiego. Nowy, „czerwony” gabinet sformował Franciszek Dobrowolski, który nijak nie umiał sobie poradzić z konkurencyjnymi ośrodkami samozwańczych władz powstańczych. Traugutt pospieszył do Warszawy, gdzie zorientował się, że po niespełna miesiącu rządzenia Dobrowolski był zupełnie bezradny wobec groźby dekonspiracji całej stołecznej organizacji powstańczej w wyniku aresztowaniu naczelnika miasta Józefa Piotrowskiego. Według relacji sekretarza stanu Józefa Janowskiego 17 października Traugutt spotkał się z członkami gabinetu i oświadczył im, że od tej pory mogą zupełnie swobodnie rozporządzać swoimi osobami, gdyż przestają być Rządem Narodowym, a on sam ster tego Rządu obejmuje. Ci natomiast w milczeniu podaniem ręki pożegnali się i wyszli bez słowa protestu.

Zaledwie pół roku po przystąpieniu do insurekcji, której nie wróżył sukcesu, Traugutt dokonał zamachu stanu i wziął na siebie pełnię odpowiedzialności za dalszy jej przebieg. Pamiętaliśmy o tym, że władza jest u nas aktem poświęcenia, a nie ambicji – wyjaśniał decyzję w liście do jednego z ważnych powstańczych dowódców, gen. Józefa Hauke-Bosaka – i że poświęcenia tego odmawiać Ojczyźnie nie możemy, kiedy widzimy jej konieczność.

 

Ratując powstanie

 

Sięgnąwszy po władzę dyktatorską, Traugutt zszedł do ścisłej konspiracji. Wszystkie pisma sygnował po prostu pieczęcią Rządu Narodowego. Jako galicyjski kupiec Michał Czarnecki wynajął mały pokój na warszawskim Powiślu pod adresem Smolna 3. Jego prawdziwe nazwisko było znane zaledwie garstce ludzi, w tym meldującym się u niego codziennie Janowskiemu i Dubieckiemu, którzy nazywali go „prezesem”. Wbrew samemu sobie postawił sobie za cel ratowanie narodowego zrywu.

Traugutt zajął się najpierw reorganizacją powstańczej armii i administracji. Skupiwszy całą władzę kierowniczą we własnych rękach, dokonał decentralizacji egzekutywy, nadając szerokie uprawnienia terenowym komisarzom pełnomocnym. Aby zapewnić płynny przepływ rozkazów i meldunków, zorganizował sieć niemal 1,5 tys. tajnych stacji pocztowych, przerzucających specjalnie kodowane przesyłki. Dekretem z 15 grudnia 1863 roku ujednolicił organizację wojska, korzystając ze wzorów znanych sobie z długoletniej służby w armii rosyjskiej. Nieregularne dotąd partie powstańcze miały zostać zgrupowane w bataliony piechoty i szwadrony jazdy. Cztery bataliony lub szwadrony formowały pułk, operujący na poziomie powiatu; trzy pułki piechoty i jeden kawalerii – dywizję, noszącą nazwę odpowiedniego województwa. Dwie lub więcej dywizji składało się na jeden z pięciu korpusów. Traugutt ukrócił też samowolę dowódców i dezercje, wprowadzając sądy polowe.

Z czasów dowodzenia partią leśną pamiętał, jak służących za przewodników włościan trzeba było często prowadzić związanych, by nie uciekli. Jeszcze w grudniu powołał zatem specjalne urzędy mające nadzorować realizację dekretu uwłaszczeniowego z 22 stycznia 1863 roku. Daleko jednak mu było – szlachcicowi gospodarującemu na własnym majątku – do radykalizmu; zajmując się sprawą chłopską chciał zwiększyć bazę społeczną powstania.

Prezes ze Smolnej podejmował też próby uznania przez państwa Zachodu Rządu Narodowego za stronę wojującą i uzyskania od nich pomocy finansowej lub wojskowej. Znany z pobożności, o wstawiennictwo u katolickich dworów zabiegał też u papieża Piusa IX, podkreślając religijny aspekt powstania. Wszystko na próżno; arcykatolicka Austria wprowadziła nawet stan wyjątkowy w Galicji. Przedkładając zatem pragmatyzm nad własnymi przekonaniami, Traugutt zwrócił się o pomoc do europejskich lewicowych rewolucjonistów: Giuseppe Garibaldiego i czeskich demokratów. Na kilka dni przed aresztowaniem udało mu się tylko sfinalizować układ z Węgrami, przewidujący wspólne wystąpienie przeciwko Habsburgom.

 

To już

 

Prócz obojętności Zachodu, dyktator zmagał się także z pustkami w powstańczej kasie. Dobrowolne opodatkowanie ziemian i mieszczan stanowiło kroplę w morzu potrzeb, a nieuznanie Polaków za stronę wojującą zamknęło możliwość zaciągnięcia pożyczki za granicą. W kraju Traugutt znalazł się tymczasem w politycznej próżni: osobiście niechętny „czerwonym” oraz stronnikom byłego dyktatora Ludwika Mierosławskiego, zraził do siebie „białych” konsekwentnym realizowaniem swoich postanowień, bliskich programowi „czerwonych”. Wiosną 1864 roku miał już pewność, że część z jego rozkazów – w tym tak kluczowe jak reorganizacja wojska czy uwłaszczenie chłopów – jest uporczywie ignorowana przez większość terenowych dowódców.

Wtedy też w Warszawie nasiliły się aresztowania. Współpracownicy Traugutta przygotowali mu paszport, by mógł salwować się ucieczką za granicę, ale jego poczucie obowiązku zwyciężyło raz jeszcze i odmówił. Wiemy, co nieuniknione – pisał 8 kwietnia do jednego z komisarzy pełnomocnych, – nas czeka stryczek. Nie był świadom, jak bardzo w porę padły te słowa. Tego samego dnia aresztowany wcześniej sekretarz Wydziału Skarbu Artur Goldman złożył obciążające Traugutta zeznania. Carscy żandarmi załomotali w drzwi mieszkania przy ul. Smolnej 3 w nocy z 10 na 11 kwietnia 1864 roku. To już – miał do nich powiedzieć według relacji aresztowanego kilka godzin wcześniej Dubieckiego.

Więziony początkowo na Pawiaku, Traugutt 19 maja trafił do niesławnego X pawilonu Cytadeli. Nie zastosowano wobec niego tradycyjnych metod służącym wydobyciu zeznań, czyli przemocy fizycznej. Poddano go natomiast ścisłej izolacji i odmówiono prawa do widzenia z żoną i córkami, zezwalając jedynie na wymianę pożegnalnych listów. Na Pawiaku początkowo przyznał się jedynie do dowodzenia leśną partią; działalności w Warszawie uparcie się wypierał. Wskazany jednak jako dyktator powstania przez odwiedzających go w zakonspirowanym mieszkaniu lekarzy, opowiedział o swojej działalności, ograniczając się do ogólnej charakterystyki zasad kierowania zrywem, bez zdradzenia konkretów czy choćby jednego nazwiska.

Za odmowę współpracy podczas śledztwa Traugutt zapłacił najwyższą cenę. 19 lipca Audytoriat Polowy skazał go, wraz z czterema współpracownikami – naczelnikiem Wydziału Spraw Wewnętrznych Rafałem Krajewskim, naczelnikiem Wydziału Skarbu Józefem Toczyskim, sekretarzem stanu Józefem Jeziorańskim i pracownikiem ekspedytury Romanem Żulińskim – na karę śmierci. Nie zapomniano też o degradacji niegdysiejszego kapitana saperów. Wyrok został zatwierdzony przez namiestnika Królestwa Polskiego gen. Fiodora Berga i wykonany 5 sierpnia przez powieszenie. Śmierć Romualda Traugutta dała życie jego złotej legendzie. Prezes ze Smolnej, za życia mało komu znany, na trwałe wszedł do polskiego panteonu narodowego.

 

 

Na zdjęciu Romuald Traugutt, fot. polona.pl