Powstańcza międzynarodówka. Anonimowi bohaterowie

Podziel się w social media!

Zobacz wspomnienia

Przeczytanie tego artykułu zajmie 3 min.
Autor: Emil Marat

Cudzoziemcy walczący w Powstaniu Styczniowym. Ilu ich było? Nie ma precyzyjnych danych. Było ich jednak wielu, prawdopodobnie kilka tysięcy. Nazwiska niektórych są powszechnie znane, inne popadły w całkowite zapomnienie i dziś nie sposób do nich dotrzeć. Dowódcy najczęściej nie są anonimowi, za to zwykli żołnierze często pozostali nieznani.

 

Wiadomo, że pochodzili z wielu krajów, najczęściej  z Włoch i z Francji, ale byli też Rosjanie, Węgrzy, Szwedzi. Co ich skłoniło do przyjazdu do Polski i uczestniczenia w powstańczej walce? Nawet jeśli ludzkie losy są różne, a więc i motywacja poszczególnych osób były rozmaita, to zapewne wszyscy mogliby podpisać się pod słowami Victora Hugo, słynnego pisarza, a z przekonań rewolucjonisty:

„Il me convient d’etre avec les peuples qui meurent, je vous plains d’etre avec les rois qui tuent” - ”Ja sam, z wyboru wspieram narody, które giną, a współczuję ludziom, stojącym u boku królów, którzy zabijają”.

Ta myśl krążyła po dziewiętnastowiecznej Europie, przyświecała tym wszystkim, którzy w różnych krajach na kontynencie buntowali się przeciwko autorytarnym rządom. W drugiej połowie XIX wieku istniała swoista międzynarodówka bojowników, której członkowie wspierali się i rozumieli swoje ideały. I tak na przykład Polacy, którzy walczyli wspólnie z Garibaldim w walkach o zjednoczenie Włoch mogli w Powstaniu Styczniowym  liczyć na wsparcie włoskich bojowników. Węgrzy znali Polaków z czasów Wiosny Ludów i antyaustriackiego powstania w 1848 roku, w którym uczestniczyło kilka tysięcy polskich żołnierzy. W 1863 roku węgierscy ochotnicy pamiętali o tych wydarzeniach. Ochotnicy bywali też żołnierzami niemal zawodowymi, z bogatym doświadczeniem bojowym nabytym na przykład w Legii Cudzoziemskiej, czy podczas wojny krymskiej. Nie znali języka polskiego, znali się natomiast na żołnierskim rzemiośle, co z pewnością było przydatne w oddziałach powstańczych.

Wśród naczelników powstańczych partii naliczono 16 dowódców cudzoziemców. Trzech Włochów: Stanislao Elbano Bechi, Luigi Navone i Camillo Lencisa; trzech Węgrów: Aladar Palfy v. Novelli, Petz v. Pütz i niejakiego Rajmunda; dwóch Francuzów: Henri Soudeixa i Leona Young de Blankenheim; dwóch Rosjan: Mitrofana Podhaluzin i Nicolas Ladislav Postolski.

Historia zapamiętała więcej nazwisk, a niektóre z nich przeszły do legendy. Wśród nich jest Włoch: Francesco Nullo, garibaldczyk z Bergamo, który zmarł postrzelony podczas bitwy pod Krzykawką 5 maja 1863 roku i Francuz, generał Francois de Roquebrune, żołnierz i mistrz fechtunku, twórca ikonicznego oddziału Żuawów Śmierci, którego członkowie nosili charakterystyczne mundury z białym krzyżem na piersi.

Byli także Rosjanie i Ukraińcy, żołnierze armii carskiej, którzy wsparli powstańców, a wcześniej brali udział w konspiracji, jak major Matwiej Bezkiszkin i porucznik Andriej Potiebnia, o którym Aleksander Hercen pisał „szedł dlatego, że nie mógł pogodzić się z myślą, że rosyjscy oficerowie bez protestu, z zimną krwią i bezlitośnie pójdą zabijać ludzi, za to, że chcą być wolni”.

Wielu, jak Potiebnia i Nullo, zgineło w walce, inni jak Bezkiszkin zostali skazani na śmierć, a jeszcze inni, jak Luigi Caroli, zmarli na katordze. Byli wśród cudzoziemskich ochotników też tacy jak Roquebrune czy Paul Ganier d’Abin, którzy ocaleli, nie porzucili żołnierskiego fachu i walczyli dalej, niekiedy w egzotycznych zakątkach świata.

Napływ licznych ochotników z krajów europejskich był efektem wcześniejszych wspólnych doświadczeń bojowych, ale też generalnej przychylności opinii publicznej i prasy wobec walki z caratem. Według profesora Michała Leśniewskiego od czasów powstania listopadowego, okresu Wielkiej Emigracji i Wiosny Ludów wiedza o sprawie polskiej w społeczeństwach Wielkiej Brytanii, Francji i niektórych państw niemieckich nie była zła. Oczywiście często była zestawem mitów i stereotypów. Takim mitem, popularnym we Francji, było między innymi wyobrażenie walki uciemiężonych Polaków z rosyjskim, azjatyckim despotyzmem. Polacy byli widziani jako przedstawiciele cywilizacji zachodniej, w jakimś stopniu liberalni, których ciemięży carski reżim.”

Nastroje te nie doprowadziły do innych działań niż dyplomatyczne, i to pomimo tego, że jak uważa profesor Jerzy Zdrada: „Powstanie spowodowało największe zaangażowanie mocarstw europejskich w sprawę polską w XIX w., wywołało jeden z poważniejszych kryzysów politycznych w Europie i wpłynęło w sposób decydujący na rozwój stosunków międzynarodowych. W Paryżu, Londynie i Wiedniu, a także w Petersburgu wiedziano, że kryzys polityczny spowodowany polskim powstaniem może przekształcić się w nową wojnę z Rosją. Dyplomacja rosyjska neutralizując zagrożenie twierdziła, iż powstanie to jej sprawa wewnętrzna, a ruch polski wymierzony jest w porządek europejski. Ujawnienie rosyjsko-pruskiej konwencji z 8 lutego 1863, tzw. konwencji Alvenlebena, o solidarnej walce z Polakami „umiędzynarodowiło” powstanie i umożliwiło mocarstwom zachodnim przejęcie inicjatywy dyplomatycznej w imię pomocy dla Polaków, ale przede wszystkim dla realizacji własnych celów”

Rząd Narodowy, pomimo usilnych działań, nie zdołał osiągnąć celu jakim było doprowadzenie do wspomagającej Powstanie Styczniowe interwencji militarnej Zachodu. Ale mobilizacja społeczna i napływ ochotników cudzoziemskich do oddziałów powstańczych były symbolicznie ważne. Zdaniem profesora Leśniewskiego „odzew na powstanie był najsilniejszy wśród niższych warstw społecznych w ugrupowaniach, które dziś nazwalibyśmy lewicowymi. Widziały one bowiem w powstaniu nie tylko walkę narodowowyzwoleńczą, ale również rewolucyjną rozumianą jako radykalna zmiana społeczna. Organizowano zbiórki pieniędzy na zakup broni, środków medycznych. Planowano przemyt broni do Polski”.

Udział cudzoziemców w Powstaniu Styczniowym miał marginalny wpływ na sam przebieg działań. Ich losy są jednak wielką opowieścią o odważnych ludziach, którzy nie pozostali obojętnymi świadkami walki Polaków o niepodległość, a za swoje decyzje zapłacili wysoką cenę. Także często cenę anonimowej śmierci. To właśnie o wielu z nich pisał Stefan  Żeromski „Nie wiemy o nich nic. Nie znamy ich imion. Przypieczętowaliśmy ich śmierć za naszą wolność głuchością niewiedzy”.