Emanuel Moszyński należał do pokolenia, które wychowało się w kulcie walki o wolność i niepodległość.
Emanuel Piotr Moszyński urodził się 25 grudnia 1843 roku w Krakowie, w rodzinie Piotra Moszyńskiego herbu Nałęcz oraz Anny Malinowskiej herbu Ślepowron. Ojciec Emanuela był marszałkiem szlachty guberni wołyńskiej w latach 1823–1826, kolekcjonerem i filantropem. Za udział w Towarzystwie Patriotycznym został aresztowany przez władze rosyjskie i deportowany na Sybir. W 1840 roku przeniósł się do Krakowa, z którym był związany przez całe życie. Rok wcześniej ożenił się z Anną Malinowską, z którą doczekał się dwóch synów: Emanuela i Jerzego oraz trzech córek: Zofii, Marii i Heleny.
Kiedy Emanuela podawano do chrztu, położono go na dwóch skrzyżowanych sztandarach kościuszkowskich, a jego ojcami chrzestnymi byli generałowie z Powstania Listopadowego, Ignacy Prądzyński oraz Franciszek Paszkowski. Jako nastolatek uczęszczał do gimnazjum św. Anny w Krakowie, był wtedy pod opieką prywatnego nauczyciela Antoniego Kamińskiego. O edukacji szkolnej młodego Emanuela z tamtych lat możemy dowiedzieć się nieco więcej dzięki zachowanemu dziennikowi, który prowadzili jego nauczyciele w latach 1854–1855. Z zapisków wynika, że Moszyński niezbyt pilnie przykładał się do nauki i sprawiał swoim opiekunom sporo problemów dydaktycznych i personalnych. Uczeń zdradzał jednak talent do języków – francuskiego oraz niemieckiego.
Wśród zachowanych dokumentów po Emanuelu Moszyńskim możemy także odnaleźć jego wypracowanie z 29 kwietnia 1858 roku pt. Co to jest szlachectwo polskie, które zadedykował swojemu ojcu. „Szlachectwo polskie i szlachcic polski różni się o wiele od szlachty niemieckiej lub francuskiej – pisał Moszyński. – Szlachcic polski był w potrzebie dzielnym żołnierzem, czyli francuskiem chevalier lub niemieckim ritter, w pokoju zaś był dobrym gospodarzem lub urzędnikiem, cechą szlachty polskiej była równość, której właśnie ani we francuskiej, ani w niemieckiej szlachcice nie było, niemiecki baron uważał szlachtę niższą za swych lenników i byli niemi istotnie, gdy przeciwnie u nas w Polsce »szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie«. Cnota szlachcica-rycerza polskiego zależała na waleczności, gdy przeciwnie główną rzeczną rycerzy niemieckich, a szczególniej francuskich, była galanteria dla dam, a męstwo zaś kładziono tylko jako ozdobę”.
W rodzinnym domu Moszyńskiego pielęgnowano tradycje patriotyczne oraz walki o niepodległość własnego kraju, „wiarę w Boga, Najwyższą Prawdę i miłość bezgraniczną ojczyzny, oto było jedyne powietrze, które roztaczał w koło siebie mój ojciec, i w tem powietrzu urodziliśmy się, wzrośli i żyli – pisał brat Emanuela Jerzy. – Innego nie rozumieliśmy, nie pojmowaliśmy. [...] Poświęcenie się, zaparcie się siebie, hart woli, odwaga, czystość uczuć, miłość prawdy, pogarda ziemskiej strony życia codziennego: oto były zasady, które ojciec nasz wdrażał w nas nie tyle słowami, jak czynem i przykładem. To też pamiętam, że od najmłodszych lat wielkie plany walki za ojczyznę i odbudowanie Polski były najulubieńszym przedmiotem naszych rozmów i rozrywek”. Emanuel zaczytywał się w dziełach Joachima Lelewela o historii Polski; wraz z rodzeństwem miał kontakt z weteranami Powstania Listopadowego, a nawet kościuszkowskiego.
Romantyczne porywy
W latach pięćdziesiątych XIX wieku za pośrednictwem Jana Tomkowicza, przyjaciela, Moszyński poznał francuskiego oficera François Rochebrune’a, który uczył rodzeństwo Tomkowiczów języka francuskiego. Wkrótce Emanuel sam został jego uczniem. Podczas wojny francusko-austriackiej (1859) chciał wstąpić do armii francuskiej, nie zdążył jednak przed zakończeniem konfliktu. W lecie 1862 roku wraz bratem spędził wakacje na Ukrainie, na Pobereżu. Tam nawiązali kontakt z organizacjami spiskowymi, za co skarcił ich ojciec i nakazał, aby bez jego zgody bracia nie przystępowali do żadnych konspiracji.
Przed wybuchem Powstania Styczniowego Emanuel był studentem pierwszego roku prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim. W tajemnicy przed ojcem, przeciwnikiem walki zbrojnej, pod koniec października 1862 roku przystąpił do organizacji Czerwonych, która dążyła do zbrojnej konfrontacji z rosyjskim zaborcą. „Środowisko, z którym związał się młody Moszyński, było wychowane na opowiadaniach swych ojców i krewnych: żołnierzy walki listopadowej, których tak wielu przemieszkiwało wówczas w Krakowie – pisał historyk Wacław Tokarz. – Prawie u każdego z uczestników organizacyi kadrowej doszukać się można jakichś wpływów, jakiejś początkowej nauki musztry, udzielanej przez weterana tych czasów”. Moszyńskiemu zaproponowano funkcję setnika (dowódcy) w tajnej organizacji. Odmówił, tłumacząc, że w walce może poświęcić samego siebie, ale nie chce brać odpowiedzialności za śmierć innych osób.
W drugiej połowie 1862 roku do Krakowa powrócił Rochebrune. Za namową przyjaciół założył szkołę fechtunku, w której wykorzystując swoje doświadczenie wojskowe, uczył komend oraz regulaminów piechoty na wzór francuski. Placówka była popularna wśród krakowskiej młodzieży wszystkich stanów, uczęszczali do niej młodzi szlachcice, studenci i czeladnicy. Wśród nich był także Emanuel Moszyński. W tym środowisku narodził się pomysł na sformowanie oddziału żuawów śmierci, którymi miał dowodzić francuski oficer. Wiele osób próbowało powstrzymać Emanuela przed udziałem w powstaniu, powołując się na autorytet jego ojca, młodzieniec odpowiadał jednak: „Mój ojciec uraduje się, gdy pierwszy wejdę do Warszawy”. W zachowanym liście do niego w następujący sposób przedstawia powody swojej decyzji: „Wybacz, że teraz, gdy cała młodzież Polski idzie bronić swej niepodległości, i ja nie uważałem zostać ostatnim. Zataiłem to przed Tobą, bom nie chciał Ci przysporzyć zgryzot przygnębienia. Przebacz mi i bądź pewnym, że honor Polaka i Twego syna będę umiał zachować”.
Piotr Moszyński decyzję syna przyjął z goryczą. Nie powstrzymywał go wprawdzie, ale i nie udzielił ojcowskiego błogosławieństwa, a młodszemu synowi Jerzemu stanowczo zakazał udziału w powstaniu. Zapowiedział jednak, że jeśli pojawi się choćby cień szansy na zwycięstwo, zezwoli mu na udział w walce, a nawet sam chwyci za broń.
Nasze nazwisko nie będzie spodlone
Po wybuchu Powstania Styczniowego Emanuel kupił broń i wyruszył do obozu pod Ojcowem. „Droga Helciu – pisał do swojej siostry 6 lutego – dzisiejszej nocy jadę do Ojcowa do obozu powstańców. Honor i uczucie Polaka nakazuje mi połączyć się z braćmi, co z bronią w ręku chcą oswobodzić ojczyznę od jarzma nieprzyjaciół. W tym tygodniu już może zobaczę ogień. Jadę za pozwoleniem Papy. Mogę Cię zapewnić, iż nazwisko, jakie nosimy, nie będzie spodlone przeze mnie. Krótko do Ciebie piszę, bo idę zaraz do spowiedzi, bądź zdrowa, módl się za mnie i za Polskę, oby Bóg nam pobłogosławił, a może zobaczymy się w Poznaniu. Wstępuję jako oficer do pułku żuawów, myślę, że albo zobaczysz mię zwycięzcą, lub zobaczymy się gdzie indziej. Bądź zdrowa”.
Wyruszających do obozu Emanuela i jego rówieśników pożegnały rodziny Moszyńskich i Tomkowiczów. Do Ojcowa przybyli 7 lub 8 lutego. Tam rozpoczęto tworzenie oddziału żuawów śmierci. Moszyński został mianowany podporucznikiem, adiutantem dowódcy, François Rochebrune’a, oraz członkiem sztabu. Wraz z Janem Tomkowiczem i Stanisławem Biernackim byli też tłumaczami Francuza. Moszyński dokonywał ponadtow wspólnie z dowódcą żuawów przeglądu nowych ochotników, którzy chcieli wstąpić do ich oddziału. Jan Tomkowicz w liście do matki tak opisywał obóz w Ojcowie: „Pracujemy tu jak woły. Cały dzień musztra, całą noc nauka teoryi, patrole i ronty, tak że nie ma chwili wolnej. Ciasno tutaj, jak śledzie w beczkach mieszkamy. Ludzi pełno, ochoty nie brak, broni nie dość mamy. Zresztą pełno krzyku i hałasu, jak między nami zawsze”.
W krótkim czasie (ok. dziesięciu dni) Rochebrune’owi udało się stworzyć karny oddział, którego żołnierze stanowili zwartą całość oraz darzyli dużym zaufaniem charyzmatycznego dowódcę. W znacznej mierze było to możliwe dzięki dawnej szkole fechtunku prowadzonej przez Francuza i jej absolwentom, którzy tworzyli kadrę dowódczą żuawów.
Moszyński wraz z Rochebrune’em zjawili się jeszcze w Krakowie, aby zdobyć buty dla żuawów. „Emanuel był przybity, obdarty już ze wszystkich illuzyi, wiedzący jedno tylko, że idzie na niechybną, bezużyteczną śmierć i na nią zdecydowany – wspominał jego brat Jerzy. – Gdym próbował jeszcze prosić go, żeby wpłynął na zmianę decyzyi mojego ojca, odpowiedział mi: »Nie zrobię tego; cóż ty myślisz, że my idziemy na zwycięztwo? My idziemy na niechybną śmierć, nie zrobimy nic, ale krwią naszą utorujemy interwencyą mocarstw, Austrya się wda i Polskę odbuduje«”. Natomiast w liście Rochebrune’a do ojca Emanuela czytamy: „Panie Hrabio, oczekuję zawsze posyłkę tak butów jak i ubiorów, polecam się patriotyzmowi Krakowiaków, żądam od nich plutonu wyekwipowanego i uzbrojonego. Dam narodowi pułku niezwyciężony, bo organizowany. Syn Pański dobrze się ma, co do niego będę trzymał daną Panu obietnicę. Przypomnieć o mnie racz, Panie Hrabio, pamięci córek, dajcie im dowód głębokiego mego szacunku i zamiłowania. Hrabio, bądźcie przekonani, że moi żuawi i ja są na Wasze usługi!”.
Śmierć pod Miechowem
Kilka dni przed wyjściem z obozu żuawi śmierci po raz pierwszy nawiązali kontakt z patrolem rosyjskim. 17 lutego 1863 roku wzięli udział w krwawej bitwie pod Miechowem, ponosząc ogromne straty. Żołnierze Rochebrune’a jako pierwsi z atakujących powstańców wkroczyli do miasteczka, tocząc zacięty bój na miechowskim cmentarzu. Moszyński i Tomkowicz prowadzili tyralierę żuawów w ataku. Podczas natarcia obaj zostali śmiertelnie ranni. Feliks Borkowski wspominał: „Rozsypaliśmy się tyralierkę, której prawem skrzydłem dowodził kapitan hr. Moszyński, a który ugodzony nieprzyjacielskimi kulami w obie nogi, zaniemógł, a ja, jako starszy wyćwiczony żołnierz, objąłem po nim komendę”. Ranny Moszyński oparł się o mur cmentarza i w tej samej chwili otrzymał drugą kulę w głowę, która powaliła go na ziemię. Ledwo żywy, został później zakłuty bagnetami przez żołnierzy rosyjskich. Po bitwie Rochebrune wystawił oficjalny akt zgonu, w którym napisał: „Dnia 17 b.m. [lutego 1863 roku – aut.] rano o szóstej godzinie i kilka minut Pan Emanuel Moszyński, podporucznik mego pułku, padł na polu bitwy w Miechowie, śmiertelnie raniony kulą w same piersi. Oficer ten, pełen wyższego wykształcenia i zasług, zrobił wielką próżnię w moich szeregach i umarł, zostawiając w smutku towarzyszów broni”.
Później walki przeniosły się na ulice Miechowa. Dobrze poukrywani carscy żołnierze dziesiątkowali nacierających powstańców. Mimo że atakowali zawzięcie, bój zakończył się klęską. Żuawi, którzy pierwsi weszli do miasta, ostatni je opuścili. Ponieśli tak duże straty, że oddział został właściwie pozbawiony wartości bojowej.
Po bitwie miechowskiej ojciec Emanuela wystosował pismo do władz rosyjskich, z prośbą o odnalezienie zwłok syna. Została rozpatrzona pozytywnie, a nawet zlecono poszukiwania ciała młodego szlachcica. Nigdy go jednak nie odnaleziono. Powstańców poległych pod Miechowem Rosjanie obrabowali i wrzucili do wspólnej mogiły znajdującej się naprzeciwko cmentarza. 29 lutego 1863 roku w krakowskim kościele św. Krzyża zostało odprawione nabożeństwo za duszę Emanuela Moszyńskiego. Śmierć młodego powstańca była potężnym ciosem dla jego rodziny. „W jednej chwili prysło całe moje życie, cała moja przyszłość promienna miłością Ojczyzny – pisał brat Jerzy – prysły naraz snów młodocianych złociste marzenia o sławie wojennej i bohaterskich czynach dla wyzwolenia, pomszczenia podeptanej wolności Ojczyzny niedościgłymi wyrokami Opatrzności; roztrzaskanym zostało naraz wszystko, co stanowiło treść mojego życia. Poczułem się sam, sam jeden na ziemi”.
Emanuel Moszyński należał do pokolenia, które wychowało się w kulcie walki o wolność i niepodległość. Gdy wybuchło Powstanie Styczniowe, pełni ideałów i poświęcenia ruszyli do walki o wolność ojczyzny, gotowi nawet na śmierć. W zachowanych dokumentach po Janie Tomkowiczu znajduje się list, który napisał do jego matki Rochebrune: „Pani miała syna, ja miałem przyjaciela. To dziecko, tak Pani drogie, moskiewska kula szybko nam wydarła. To dziecko, proszę Pani, było najodważniejszym z moich Żuawów, gdyby go znały wszystkie matki na świecie, zazdrościłyby Pani szczęścia. Nie straciła Pani jedynie syna. Ojczyzna straciła najszlachetniejszego z jej obrońców, straciła bohatera”. Bez wątpienia to samo można napisać o Emanuelu Moszyńskim.