Edmund Callier (1833–1893)

Podziel się w social media!

Zobacz wspomnienia

Przeczytanie tego artykułu zajmie 5 min.
Autor: Alina Sokołowska

"Wszędzie tam, gdzie tylko Polacy chwycą za broń za niepodległość swoją, tam i ja liczyć się będę do szeregów walczących bez ważenia widoków wygranej, bez rozumowania nad skutkami podobnej walki, bez zbytecznego wahania się i namysłu" – mówił Edmund Callier, w Powstaniu Styczniowym naczelnik wojskowy województwa mazowieckiego.

Callier urodził się 2 października 1833 roku w Szamotułach, był synem Fryderyka Callier i Salomei z Krajewskich. Jego ojciec pochodził z rodziny hugenotów – urodził się w Ostrołęce, a w Szamotułach pracował jako sekretarz powiatowy. Praca, a raczej sposób zatrudnienia, wymuszała częste zmiany miejsca zamieszkania. Matka była Polką, patriotką, i w tym duchu wychowała wszystkie dzieci.

Z Szamotuł państwo Callier przeprowadzili się do Buku. Jednym z ich sąsiadów był płk Andrzej Niegolewski, bohater spod Somosierry, którego barwne opowieści wywarły na małym Edmundzie duże wrażenie. Kiedy miał dziesięć lat, został wysłany do szkoły w Poznaniu, do Gimnazjum Fryderyka Wilhelma. Naukę w szkole ukończył na niższej tercji; został zapisany przez ojca do szkoły handlowej, ale jej także nie ukończył. Następnie pracował jako praktykant kupiecki u Magnuszewicza i Freudenreicha w Poznaniu.

Kolejnym miejscem zamieszkania rodziny Callierów była Września, gdzie ojciec pracował w urzędzie ziemskim.

Pod koniec 1848 roku Edmund usiłował zaciągnąć się ochotniczo do wojska pruskiego, żeby wziąć udział w wojnie szlezwickiej. Miał wtedy piętnaście lat, toteż został odesłany do domu. Później zatrudniono go jako pomocnika ojca w urzędzie ziemskim we Wrześni. W kwietniu 1854 roku pieszo wybrał się w drogę z Poznania do Strasburga, gdzie zaciągnął się do 2. Pułku Legii Cudzoziemskiej. Podpisał kontrakt na pięć lat służby.

 

Rosja i Maroko

Był to czas, kiedy rozpoczynała się wojna krymska. Francja wysłała na front dwa pułki Legii Cudzoziemskiej, na front wyjechał także Callier. Szlak bojowy wiódł od Gallipoli przez desant pod Eupatorią, dolinę Almy do Sewastopola – twierdzy, w której zgromadziło się wojsko carskie. Służba legionistów była ciężka, ich pozycja znajdowała się pod silnym ogniem. Żołnierze mieli problemy z rozpaleniem ognia, zdobyciem żywności, marzli i ginęli na posterunkach; wychodzili po ciemku z okopów, by z trupów żołnierzy rosyjskich ściągać buty.

8 września 1855 roku nastąpił szturm sprzymierzonych. Zadaniem legionistów było zdobycie kurhanu Małachowa. Podczas akcji bojowej Edmund Callier został ranny i znalazł się w szpitalu, odznaczony później Medalem Pamiątkowym Wojny Krymskiej. 1 lutego 1856 zawarto zawieszenie broni. Legioniści zostali przewiezieni do Mers el-Kebir w Algierii, następnie zatrudnieni przy budowie Kanału Sueskiego, a w maju i czerwcu 1857 roku brali udział w wojnie z Kabylami. Dwa lata później zakończył się kontrakt Edmunda i powrócił on do kraju. Być może jeszcze brał udział w kampanii włoskiej, razem z legią.

Callier wrócił do rodziny, która po śmierci ojca mieszkała w Poznaniu. Edmund był najstarszy, więc to na niego spadł obowiązek jej utrzymania. Podjął pracę jako nauczyciel języków obcych w szkołach, a także prywatnie. W tym okresie spisał swoje wspomnienia z wojny krymskiej, które niestety nie zachowały się do naszych czasów.

 

Albo się bić, albo złożyć broń

Na wiadomość o wybuchu powstania w Królestwie Polskim Edmund Callier zebrał skromny oddział i jako jeden z pierwszych, na początku marca 1863 roku, przekroczył granicę. Dołączył do Kazimierza Mielęckiego, który po niesławnej ucieczce Ludwika Mierosławskiego otrzymał awans na pułkownika. Mielęcki nie miał wykształcenia wojskowego, ale posiadał „przymioty bohaterskie”, które sprawiały, że był wodzem kochanym przez żołnierzy. Edmund Callier oddał się pod jego rozkazy i został dowódcą piechoty.

22 marca doszło do większej bitwy pod Tartakiem-Olszakiem. Callier został wtedy trzykrotnie ranny (w nogę, ramię i twarz.). Zagrożonego dobiciem przez żołnierzy rosyjskich uratował rosyjski dowódca książę Wittgenstein, który także walczył pod Sewastopolem. Rannego udało się wywieźć do poznańskiego, tam przez dwa miesiące kurował się w jednym z lazaretów. Po powrocie do zdrowia zameldował się u również ciężko rannego Mielęckiego, który naznaczył go na swojego następcę. Callier, mianowany przez Rząd Narodowy pułkownikiem, dowodził oddziałem powstańczym jako naczelnik wojenny województwa mazowieckiego. W ciągu kilku miesięcy stoczył wiele bitew i potyczek – pod Grochowem, Ignacewem, Izbicą, Dobrzelinem, Wachowem Kościelnym, Brzozowem, Sobotą, Złakowem. Ze swoim oddziałem dotarł prawie na rogatki Warszawy. Rozczarowany polityką Rządu Narodowego, podał się do dymisji i na czas pewien wyjechał do Paryża.

„Albo się bić i w krwi nieprzyjacielskiej brodzić, albo złożyć broń i nadal cierpliwie jarzmo dźwigać. Innej alternatywy znać nie chciałem i rzeczywiście też nie znam” – pisał. Na wezwanie dyktatora Romualda Tragutta powrócił na pole walki na początku 1864 roku. Otrzymał rozkaz objęcia głównego dowództwa nad oddziałami tworzącymi się w Prusach Zachodnich. Został jednak aresztowany w Mrocznej, uwięziony i w kajdanach przewieziony do Poznania, a następnie do Berlina. Został jednym z oskarżonych w procesie moabickim, który rozpoczął się 7 lipca 1864 roku. Skazano go na rok twierdzy, karę odbył w Grudziądzu. Podobnie jak wielu innych osadzonych czas ten poświęcił na spisanie wspomnień, które wydał w kilka lat później w Poznaniu pod tytułem Trzy ustępy z powstania polskiego 1863–1864.

 

Po powstaniu

Po powrocie do Poznania został administratorem „Dziennika Poznańskiego”, właścicielem księgarni, autorem i wydawcą licznych monografii geograficzno-historycznych. W 1870 roku ożenił się z dziennikarką Aleksandrą Grodnicką, z którą miał czworo dzieci: Kazimierza, Bolesława, Helenę, Henrykę. W latach osiemdziesiątych para się rozwiodła, a Aleksandra wyjechała z dziećmi do Wiednia.

Edmund Callier zmarł w wyniku powikłań po grypie 14 grudnia 1893 roku. Jego pogrzeb był wielką manifestacją patriotyczną. Dwa dni później „Kurier Poznański” zamieścił następujące wspomnienie: „Smutna wieść rozeszła się dzisiaj po mieście – śp. Edmund Callier nie żyje. Grasująca w mieście od wielu tygodni influencya powaliła go na łoże, z którego już nie miał się podnieść. Umarł w sile wieku, liczył bowiem dopiero lat 61, za wcześnie dla nauki, której po nieudanych usiłowaniach roku 1863 oddał się cały z zamiłowaniem i energią godną najwyższego uznania. [...] Jako żołnierz i wódz okazał się dzielnym i nieustraszonym, jako szermierz nauki odznaczał się iście benedyktyńską pilnością i nadzwyczajnym zapałem do swej pracy [...]. Była to anima candida”.

Z kolei 29 grudnia w „Dzienniku Poznańskim” pisano: „Jak popularną i przez wszystkich szanowaną osobistością był zgasły przedwcześnie administrator pisma naszego, pułkownik Edmund Callier, o tem świadczył wymownie pogrzeb zwłok jego, który się zamienił na prawdziwie wspaniałą manifestację narodową. Nieboszczyk nie miał nieprzyjaciół – a jako waleczny szermierz w obronie wolności narodu, następnie jako mrówczy szperacz w dziedzinie nauki ojczystej i wreszcie jako szlachetny w całem znaczeniu tego słowa człowiek – cieszył się sympatią i uwielbieniem całego społeczeństwa, które mu też wdzięczność swoją za krew w obronie ojczyzny przelaną i za mozolną jego pracę naukową wyraziło wczoraj nadzwyczaj licznym udziałem w pogrzebie jego. [...]

Takiego wspaniałego i wielkiego pochodu nie pamiętamy tutaj od czasu pogrzebu ś. p. Władysława Niegolewskiego i ś.p. posła Władysława Wierzbińskiego. Mniej więcej 8 tysięczny tłum składający się z reprezentantów wszystkich warstw społeczeństwa towarzyszył mimo błota zwłokom [...] wśród dźwięków marsza żałobnego Chopina [...] Trumnę nieśli na barkach swych towarzysze broni z r. 1863, naprzemiennie z tow. Drukarni naszej, z »Sokołami« i włościanami. Trumnę otaczali zbitym szeregiem towarzysze broni, od których niósł ogromny cierniowy wieniec p. Kober. Za trumną postępowała rodzina zmarłego i nieprzeliczone tłumy. [...] około godziny 4 wspaniały pochód stanął na starym cmentarzu świętomarcińskim, na którym ścisk panował ogromny”.

Bez odpowiedzi pozostaje pytanie, dlaczego tak ciekawa postać, tak zasłużony na różnych polach człowiek nie doczekał się biografii z prawdziwego zdarzenia? Rozmaite biogramy spisane przez różnych autorów (także w Polskim Słowniku Biograficznym) są sprzeczne nawet w tak podstawowej kwestii jak to, czy Callier założył rodzinę, czy nie. Tę zagadkę udało mi się rozwikłać. Powtarzane są także bałamutne opowieści o jego spotkaniu z Adamem Mickiewiczem, do którego, najprawdopodobniej w ogóle nie doszło.

Wydana niedawno przez wydawnictwo „Napoleon V” książka Edmuna Calliera Bitwy i potyczki stoczone przez Wojsko Polskie w roku 1831 jest właściwie jedynie reprintem, bo wydawca nie pokusił się nawet o napisanie przedmowy albo krótkiego chociaż biogramu. Zatem czytelnik, biorąc do ręki tę książkę, nie ma pojęcia o tym, kim był jej autor. Cóż za pożałowania godne zaniechanie. Można tylko mieć nadzieję, że ten stan rzeczy kiedyś się zmieni.