„Dzieci warszawskie“, młodzież poborowa, uchodząc przed branką, poszła w lasy serockie, kampinoskie i wyszogrodzkie. Niespodziane zjawienie się w Wyszogrodzkiem związkowych zaniepokoiło okolicę. Szlachta chciała widzieć w nich ludzi chroniących się przed poborem, włościanie z kolonistami niemieckimi dawali wiarę pogłoskom przez agentów rosyjskich puszczanym, jakoby szlachta sprowadziła Warszawiaków, celem ich wyrżnięcia i wymordowania. We wielu wioskach, przez które przyszli powstańcy przechodzili, włościanie, nie wiedząc jeszcze co to jest wszystko, przyjmowali ich z widoczną obawą i podejrzliwością, — noc spędzali w lesie, w dzień tylko wracając na robotę do domów. Niemcy uzbroili się w cepy, widły i siekiery, gromadząc się w celu obrony, a do władz wysyłali deputacje o udzielenie pomocy. Dnia 22 stycznia 1863 r. przybył do lasów serockich wyznaczony przez Komitet Centralny na Naczelnika Wojennego Województwa Płockiego, Zygmunt Padlewski i powiódł "Dzieci warszawskie" w głąb województwa.
W Płocku w końcu 1862 r. stały załogą trzy rosyjskie kompanie piechoty pułku morumskiego, niespełna secina podoficerów i tyluż kozaków, oraz 200 ludzi miejscowej komendy inwalidów. Na pierwszą wiadomość o zbieraniu się „Dzieci warszawskich" w puszczy kampinoskiej, generał Jewgienij Mengden, zastępujący naczelnika wojskowego okręgu w Płocku, generała Włodzimierza Semekę, będącego podówczas na urlopie, wysłał część tych sił w stronę Wyszogrodu, Płońska, Bielska i wsi Seceny a mianowicie: do Wyszogrodu i Płońska majora Sławina z komendą wice-podoficerów, w stronę Bielska kapitana Stefanowskiego z półkompanią piechoty, zaś do wsi Seceny majora Radjonowa, któremu dodał 40 ludzi piechoty.
Co tylko wyszły wspomniane kolumny, gdy Mengden otrzymał wiadomość o zbieraniu się powstańców pod Ciołkowem, wysłał więc i tam pułkownika Kostantego Kozlaninowa z niespełna kompanią piechoty. W ten sposób pozostały w mieście: secina kozaków, kompania piechoty liniowej oraz komenda inwalidów. Dnia 21 stycznia 1863 r. przewożono z powiatu lipnowskiego kilka osób schwytanych przez Iwana Drozdowa, naczelnika żandarmów. Organizacja miejska postanowiła ich odbić. Wyznaczeni do tego związkowi dali kilka strzałów przy rogatce, więźniów nie odbili. Napadowi, który na drugą noc miał nastąpić, odjęli całą jego siłę zaskoczenia, to jest nieprzygotowanie nieprzyjaciela. Korzystając z tej przestrogi, generał Semeka rozesłał wspomniane silne patrole w okolice.