Malinówka – 20 XI 1863 – (woj. lubelskie)

Przeczytanie tego artykułu zajmie 4 min.
Autor: Stanisław Zieliński

Cofając się z Rudki w ciemnościach nocy ku Łowczy oddziały Karola Krysińskiego rozdzieliły się. Część zaszła do Bukowej, aż odszukana przez rekonesans Jan Rostworowskiego, połączyła się znowu z Krysińskim. W nocy z 19/20 listopada 1863 r. przyłączył się do Krysińskiego major Walery Kozłowski z odziałem „Ćwieków” i ruszono ku Malinówce. Postępujący za powstańcami rosyjski dowódca Borozdin nie zostawił ich długo w spokoju i niebawem natarczywie zaatakował. Od razu kolumny rosyjskie z bagnetem w ręku poszły na piechotę powstańczą. Na prawem skrzydle, jazdy obu przeciwników walczyły ze sobą.

Poza jazdą, został ustawiony przyrząd do rzucania rac, które mieszały szyki ułanów rosyjskich. Nieprzyjaciel otworzył ogień kartaczami z czterech dział, od których poległ rakietnik, miejsce jego zajął ktoś inny. Tymczasem Bogusław Ejtminowicz poprowadził krzakami kosynierów i rzucił się na armaty. Kosynierzy, zachęceni przykładem dzielnego dowódcy, szli dobrze, wytrzymali jeden wystrzał kartaczami z czterech dział. Jednak po drugim uciekli, właśnie w chwili, kiedy nieprzyjaciel nie miał już czasu dać trzeciego strzału i nie mógł skutecznie bronić swych dział, bo ze wszystkich stron był zaatakowany.

Uciekając, kosynierzy ponieśli większą klęskę, bo omal nie zostali porąbani przez jazdę, która się za nimi puściła. Ejtminowicz zdołał ich jednak w czworobok uszykować i cofać się z nimi do lasu, a tymczasem Kozłowski polecił Rostworowskiemu biec, aby ponownie użyto rakiet. Rostworowski zastał znów posadę rakietnika wakującą i sam zabrał się do rzucania rakiet i kilka rac udało mu się rzucić w sam środek dragonów, których konie, spłoszone dziwnym świstem i szumem, jakie wydawały rakiety, trzaskiem pękających granatów i sypiącymi się wokoło iskrami, zupełnie złamały szeregi.

Wnet jednak „artyleria" Rostworowskiego umilkła, gdy kartacze nieprzyjacielskie zmiotły stolik, z którego puszczano race, a tymczasem bój wrzał coraz gorętszy. Rosyjski dowódca Borozdin z atakującego stał się atakowanym. Powstańcy wyparli go z lasku i strzelali intensywnym ogniem na otwartym polu. Przybycie nowych sił nieprzyjacielskich, które szły od Lublina za Kozłowskim, zmieniło stan rzeczy. Należało zmienić pozycję, bo nowy nieprzyjaciel był na tyłach i znów przeszedł oddział na broniących się.

Po kilkugodzinnych walkach rosyjski nieprzyjaciel, lubo świeżo wzmocniony, wyparty został z lasu na prawie tym samym miejscu gdzie przedtem. Nie tu jednak był koniec tej zażartej bitwy. Nowoprzybyłe z Dubienki posiłki nieprzyjacielskie zsiadły z furmanek, szykowały się i zmierzały na powstańców. Myśleć o zwycięstwie już nie było można. Chodziło tylko o to, aby się nie dać zgnieść Rosjanom.

Polacy byli zupełnie otoczeni. Dziesięć do dwunastu dział i przeszło 3 000 ludzi świeżych ściskało dwa powstańcze oddziały liczące około 1.500 ludzi, które były od kilku dni w ciągłych utarczkach. Każdy widział, że się trzeba przebić się lub zginąć. Dla dopięcia tego należało opanować wzgórze, leżące przy drodze do Sawina, zarosłe lasem wysokopiennym, i pod zasłoną oddziału tam się odstrzeliwującego cofnąć na Sawin, przejść błotnistą rzeczkę Uher i wejść w lasy, położone na prawym brzegu rzeki.

O to wzgórze od tej chwili toczyła się główna walka, lecz nieprzyjaciel rozumiał dobrze, że jeżeli je utrzyma, wszystkich powstańców będzie mieć w zasięgu strzału. Rozpoczął się więc trzeci akt, tej zaciętej walki. Ogień obustronny był niezmiernie silny. Naczelnicy i oficerowie z karabinami w ręku stali na czele swych kompanii. Nie było okrzyków ani zachęcań, każdy szeregowiec pojmował, że mały ten lasek musi być jego cmentarzem lub portem, w którym znajdzie ocalenie. Trzy razy wydarł się z piersi naszych okrzyk radości, gdy dotykali tych sosen, tyloma kulami podziurawionych, i tyleż razy słyszano grzmiące „hurra" nieprzyjaciela, gdy wzgórze to odzyskał.

Już późnym wieczorem, po raz czwarty stanęli Polacy na tym wzgórzu. Kompania wyborowa z oddziału Kozłowskiego, strasznie zdziesiątkowana kompania Leszczyńskiego, naczelnicy, oficerowie, część Litwinów z krwią okrytym Ejtminowiczem na czele, komenda Rostworowskiego, wszystko w poszarpanych o krzaki łachmanach, czarne od dymu, z ostatkiem sił wtargnęło znów w lasek, Ludwik Bardet, Pirroteri, Osser i część oddziału Kozłowskiego ostrzeliwali się innym kolumnom nieprzyjaciela.

Zaczęła się w samym lasku mordercza walka, strzałów już nie było, bo nabijać broni nikt nie miał czasu. Tylko kilka dział sypnęło kartaczami i huknęło kilkanaście strzałów rewolwerowych. Zamieszanie coraz większe, mrok zapadał, zgrzyt kos i bagnetów, krótkie wykrzykniki i szelest przyspieszonych oddechów, a wśród tego z początku jeden, potem kilka głosów, potem las cały ozwał się bezładnym chórem: Święty Boże! Święty mocny!... Już nie żadna manifestacyjna ani polityczna pieśń. Lud polski w godzinę śmierci przypomniał sobie śpiew, z którym od dzieciństwa przed ołtarzami co niedzielę na kolana padał. Było już prawie ciemno, gdy powstańcy zostali panami wzgórza i lasku. Ustępujący nieprzyjaciel, jeszcze z własnych swych armat dostał grad kartaczy, które powstańcy za nim sypnęli, a potem nie tylko działa zagwoździli, lecz koła u nich porąbali, bo brać ich z sobą ani myśleć nie można było.

Cała reszta ludzi Kozłowskiego, Pissaferi, Osser itd., zatrąbiwszy na odbój, ruszyli w porządku ku Rudzie nad rzeką Uher. W tym krwawym boju największe straty poniósł Kozłowski, który był narażony na największe ataki Rosjan. Stracił 83 ludzi w zabitych i rannych oraz 10 koni. Sam zaś dowódca ocalenie swoje zawdzięczał tylko kapitanowi Mroczkowskiemu z oddziału pułkownika Tomasza Wierzbickiego, który mu szybko podał własnego konia, gdy pod nim rumaka ubito.

Między gęsto rozsianymi wojskami rosyjskimi, których razem 17 kompani piechoty z artylerią i prawie 500 jazdy w bitwie tej brało udział, przesunęły się oddziały powstańcze nad Uher. Zastępy Karola Krysińskiego straciły 29 zabitych i 26 rannych. Rosjanie ponieśli większe straty, bo prawie 300 w zabitych i rannych.Doszedłszy do Rudy, Krysiński wobec zupełnego wyczerpania żołnierza, zmuszony był rozdzielić swoje siły na pięć oddziałów. Uprowadzający furgony, oficer Lerbass, padł od kuli Bronisława Gromejki, który ujął się za swoimi maruderami, napędzanymi przez dzielnego Lerbassa do pośpiechu.

____________________________________

Rakietnicy - oddziały uzbrojone w przyrządy do miotania rac kongrewskich. 

Podziel się w social media!

Metryka bitwy

Data: 20 XI 1863
Lokalizacja: Malinówka
Województwo: lubelskie
Terytorium: Królestwo Polskie
Wynik: Nierozstrzygnięta

Strony konfliktu

Powstańcy Styczniowi

Dowódcy:

  • Karol Krysiński
  • Jan Rostworowski
  • Bogusław Ejtminowicz
  • Walery Kozłowski
  • Leszczyński

 

Zaangażowane siły:

  • Oddziały kosynierów
  • Oddział rakietników
  • Oddziały strzelców

 

Łącznie około 1500 powstańców 

Imperium Rosyjskie

Dowódcy:

  • Borozdin

 

Zaangażowane siły:

  • 17 kompanii piechoty (około 3000 żołnierzy)
  • Oddział dragonów (około 500 żołnierzy)
  • Oddział artylerii (10-12 dział)

 

Łącznie ponad 3500 żołnierzy 

Mapa bitew

Zobacz także

20 IV 1863
Kowalki

Cofnąwszy się z pod Piłowni ku Zubrowu, wrócił Ludwik Narbutt znowu do puszczy nackiej, tutaj wciąż zmieniając stanowisko. Rosyjski dowódca…

29 VI 1863
Krasne

Zostawiwszy pobitą kolumnę Makarowskiego w Gruszkach ruszył pułkownik Konstanty Ramotowski ku Krasnemu i po całodniowym forsownym marszu stanął w Kozim…

8 II 1863
Podoś

Po rozproszeniu się oddziałku pod Karniewem ruszył Wacław Szteinkeler z pozostałymi 66 powstańcami, posiadającymi wszystkiego 32 strzelby myśliwskie, w lasy…