Dążąc z Iłży ku Górom Świętokrzyskim stanął Karol Kalita de Brenzenheim „Rębajło”, dnia 19 stycznia 1864 w Ostrych Górkach o cztery kilometry na północny zachód od Radkowa. Tymczasem z Iłży szykowało się na niego 14 rosyjskich kompanii i tyleż samo stało w Bodzentynie. Powstańczy żołnierz nie zdążył jeszcze odpocząć po trudach walk i marszów, gdy następnego dnia w czasie gotowania pożywienia, nagle o godzinie 10.30 z rana zaatakowany został przez kolumny Alenicza.
Gwałtowny i nagły atak uniemożliwił Karolowi Kalicie działanie wszelkimi oddziałami. Kalita wydał więc rozkaz, aby kapitanowie operowali swoimi kompaniami, każdy osobno. Sam zaś, z rewolwerem w ręku podsunął się wraz z adiutantem i trębaczem tylko na 10 kroków przed najbliższą kolumnę rosyjską. Adiutant padł, a de Brenzenheim na wołanie kapitana Stanisława Jagielskiego, spostrzegł dopiero teraz, że sam był tylko z trębaczem, ale kompanii swej nie miał za sobą. Udało mu się jednak szczęśliwie cofnąć się w wąwóz, gdzie z kilkunastu ludźmi odstrzeliwał się ścigającym go Rosjanom.
W ten sposób trwała walka tylko godzinę, w której każda kompania działała osobno. Rosjanie, nie zdając sobie sprawy z tego, co się dzieje, mając siedem kompani piechoty i 200 konnicy, przeciw sobie zaś sześciuset kilkudziesięciu powstańców, zatrąbili na odwrót. Polacy stracili ośmiu zabitych szeregowców, siedmiu było rannych. Oprócz szeregowców poległ kapitan kosynierów, natomiast adiutant de Brenzenheima - Leon Kahane, został ranny. Rosjanom ponieśli stratę dwóch oficerów, których w Bodzentynie pochowali, a pięciu zabitych i 12 rannych przywieźli do wsi.
Na drugi dzień Kalita zebrał swój oddział, w którym brakowało 100 ludzi. Ci jednak znaleźli się również niebawem, tak, że de Brenzenheim miał 23 stycznia 1864 r. znowu swój oddział w komplecie.