Powstanie przyczyniło się do narodzin korespondencji wojennej. Wywiad z dr Przemysławem Delesem

Podziel się w social media!

Przeczytanie tego artykułu zajmie 6 min.
Autor: Natalia Pochroń

Władze carskie robiły wszystko, by przedstawiać Powstanie Styczniowe jako wewnętrzną sprawę Imperium Rosyjskiego o marginalnym znaczeniu dla Europy. Bezskutecznie – europejskie mocarstwa z ogromnym zainteresowaniem śledziły sytuację, a informacje o powstaniu przez długi czas nie schodziły z pierwszych stron czołowych gazet. Jak na Zachodzie postrzegano ów zryw i co najbardziej zaskoczyło w nim zagranicznych korespondentów relacjonujących walki? O tym opowiada dr Przemysław Deles z Uniwersytetu Warszawskiego.

 

Natalia Pochroń: Powstanie Styczniowe na kilkanaście miesięcy zrewolucjonizowało życie na ziemiach polskich we wszystkich zaborach. Czy wywołało jakiś rozgłos międzynarodowy?

 

Przemysław Deles: Tak, powstanie miało ogromny oddźwięk na świecie, szczególnie w Europie. To fakt, z którego w Polsce nie do końca zdajemy sobie sprawę. Na ziemie polskie przybywało wielu korespondentów, o sytuacji pisały najważniejsze wówczas tytuły prasowe i temat ten przez długi czas zajmował pierwsze strony gazet. Powstanie Styczniowe było stale obecne w różnych dyskusjach politycznych, żyło w świadomości społecznej. Pilnie obserwowano wydarzenia na ziemiach polskich.

 

Skąd wynikało to zainteresowanie?

 

W Polsce mamy zwyczaj patrzeć na Powstanie Styczniowe jako zryw dotyczący wyłącznie naszej części Europy i relacji polsko-rosyjskich czy polsko-pruskich. W praktyce jego konsekwencje były dużo większe, powstanie miało znaczenie ogólnoeuropejskie – i nie ma w tym cienia przesady.

 

Chociaż rozgrywało się na ziemiach dawnej Polski, mogło doprowadzić do wybuchu wojny na całym kontynencie. Wzmocniło choćby pewne napięcia między państwami zaborczymi – Prusami, Rosją i Austrią – ale i między nimi a Francją i Wielką Brytanią. Było to o tyle istotne, że powstanie wybuchło zaledwie siedem lat po zakończeniu wojny krymskiej, którą Rosja przegrała z kretesem. Państwa zachodnie nie wiedziały, czy osłabiona nie poniesie kolejnej porażki.

 

Niektórym państwom w Europie Zachodniej byłoby to chyba na rękę? Francja dążyła wówczas do osłabienia Rosji.

 

Tak, dlatego cesarz Napoleon III był życzliwy wobec sprawy polskiej, uważał Polaków za potencjalnych sojuszników przeciwko Rosji. Podobne stanowisko początkowo zajęła Wielka Brytania. Jej jednak zależało przede wszystkim na utrzymaniu równowagi sił na kontynencie, zachowaniu status quo. Na dłuższą metę polskie dążenia nie były na rękę Londynowi.

Nie zapominajmy też o samym celu zrywu. Powstańcy dążyli do odrodzenia Polski w granicach przedrozbiorowych, czyli do odzyskania ziem znajdujących się również w zaborze pruskim i austriackim. To bezpośrednio godziło w interesy pozostałych dwóch państw zaborczych i w konsekwencji wywoływało duże napięcia na arenie międzynarodowej.

 

Tak więc o ile europejska opinia publiczna w większości odnosiła się życzliwie do sprawy polskiej, były to bardzo ostrożne sympatie – coś jak w przypadku współczesnych Kurdów.

 

W jakim sensie?

 

Kurdowie to dziś największy naród, który nie ma własnego państwa – to populacja licząca ponad 20 milionów ludzi żyjących w różnych krajach – w Turcji, Iranie, Iraku, Syrii. Co do zasady Zachód jest wobec nich życzliwy, uznaje ich prawo do odrębności. Nikt jednak nie popiera otwarcie ich dążeń do budowy niepodległego państwa, bo stałoby to w sprzeczności z interesami największych potęg regionalnych i mogłoby wywołać niemałe zamieszanie.

 

Podobnie wyglądała sytuacja Polaków w XIX wieku. Również zamieszkiwali ziemie znajdujące się pod jurysdykcją kilku krajów, a społeczność międzynarodowa odnosiła się do nich z życzliwością. Zjednoczenie ziem polskich i odbudowa niepodległego państwa nie była jednak w interesie ówczesnych mocarstw. Kiedy więc zachodnie rządy zdały sobie sprawę z tego, z czym może wiązać się sukces powstania, ich entuzjazm wobec powstańców osłabł.

 

Skąd państwa zachodnie czerpały wiedzę na temat powstania?

 

Głównie od swoich korespondentów – w czasie Powstania Styczniowego na ziemiach polskich przebywało ich wielu, głównie z Wielkiej Brytanii. Byli to zarówno dziennikarze, jak i pisarze specjalizujący się w tematyce zagranicznej czy podróżniczej, budzącej wówczas tak duże zainteresowanie, ale i początkujący politycy i dyplomaci. Nie brakowało również szpiegów. Powstanie Styczniowe było drugim wydarzeniem – po wojnie krymskiej – tak szeroko relacjonowanym w ówczesnej prasie. Dało mocny impuls do narodzin zawodu korespondenta wojennego, co tylko potwierdza rangę tego zrywu.

 

Jak traktowano zagranicznych korespondentów na ziemiach polskich? Jak odnosili się do nich powstańcy?

 

Bardzo życzliwie. Zdawali sobie sprawę z ich ogromnego znaczenia dla sprawy polskiej. Wiedzieli, że swoimi tekstami mogą wpływać nie tylko na opinię publiczną, ale i na rządy – i to nie tylko potęg zachodnich, jak Francja czy Wielka Brytania, ale również innych krajów. Teksty czołowych dziennikarzy były bowiem czytane wówczas w całej Europie i od tego, jak przedstawiali powstanie, w dużej mierze zależało to, jak na Zachodzie postrzegano ten zryw.

 

A jak przedstawiali to powstanie?

 

Różnie. Brytyjczyków fascynowała swoista dwuwładza w Królestwie Polskim – a więc jednoczesne funkcjonowanie oficjalnych władz rosyjskich i nieoficjalnego państwa podziemnego, wydającego własne dokumenty, paszporty, prasę. Opisywali w swoich tekstach ten fenomen i bezsilność Rosjan wobec Rządu Narodowego, ale i rosyjski terror, którego symbolem stała się Cytadela wznosząca się groźnie nad Warszawą, czy terror władz powstańczych.

 

Rosjanie, podobnie jak powstańcy, rozumieli rolę korespondentów i próbowali wpłynąć na ich przekaz. Czasami im się to udawało – przykładem skuteczności rosyjskiej machiny propagandowej może być chociażby książka bliżej nieznanego Augustina O’Briena. Napisał w niej, że informacje zamieszczane w zachodniej prasie – o rewolucyjnej atmosferze i walkach w Warszawie – są przesadzone, a każdy, kto nieprzychylnie pisze o Rządzie Narodowym, ryzykuje życie. Podobnych głosów nie brakowało. Powstańcy próbowali im jednak przeciwdziałać, współpracując z korespondentami zagranicznymi i starając się przedstawiać własny punkt widzenia.

 

Na ile zagraniczni dziennikarze rozumieli specyfikę polskiej sytuacji?

 

Wydaje się, że rozumieli ją całkiem dobrze. Oczywiście zdarzały się przypadki, że mylnie interpretowali fakty czy ulegali rosyjskiej propagandzie, jak O’Brien. W większości jednak dość wiarygodnie relacjonowali sytuację. Na ziemie polskie przyjeżdżali ludzie dobrze przygotowani, obeznani z sytuacją międzynarodową. Niektórzy już wcześniej bywali w Królestwie Polskim, znali polską literaturę, studiowali publikacje historyczne czy publicystyczne. Mieli więc pewne podstawy.

 

Wielu z nich dokładało wszelkich starań, by zrozumieć cel powstania i klarownie wytłumaczyć to swoim czytelnikom. Dlatego bardzo obrazowo opisywali wydarzenia. Czytając ich relacje, można wręcz poczuć atmosferę panującą wówczas na ziemiach polskich. Kapitalna sprawa. Mam wrażenie, że po lekturze tekstami korespondentów zagranicznych sam lepiej zrozumiałem to powstanie, poznałem je z innego punktu widzenia.

 

Jeden z korespondentów – William George Clark – opisując swój pobyt w Królestwie Polskim w czasie powstania, stwierdził, że chociaż nie pierwszy raz przebywa w mieście w stanie oblężenia, nigdzie nie widział tak restrykcyjnych przepisów jak w Warszawie. O jakie przepisy mu chodziło?

 

Było ich wiele. Przykładowo nikt nie mógł poruszać się po godz. 20 bez latarni, a po 22 obowiązywał całkowity zakaz przemieszczania się po mieście. Clark przekonał się o tym na własnej skórze, kiedy pewnego razu został aresztowany przez patrol i zamknięty w areszcie, gdy kilka minut po 22 próbował wejść do hotelu, w którym się zatrzymał. Sprawę dodatkowo komplikował system kontroli podróżnych wprowadzony przez władze powstańcze, które wymagały od zagranicznych przybyszów uzyskania paszportów wydanych przez państwo podziemne.

 

Trzeba jednak powiedzieć, że dla większości zagranicznych korespondentów Warszawa była forpocztą zachodniej cywilizacji. O ile zgadzali się z retoryką Rosjan o podziale świata na kraje cywilizowane i barbarzyńskie, o tyle do tych drugich zaliczali właśnie imperium carów, postrzegali je wręcz jako zagrożenie dla cywilizacji. Momentami było to podejście, z naszego punktu widzenia, rasistowskie, ale taka opinia przebija z wielu ówczesnych tekstów. Warszawę stawiali w rzędzie z innymi państwami zachodniej, cywilizowanej Europy.

 

Dlatego reżim wprowadzony przez powstańców i specjalne środki – takie jak ograniczenie swobód obywatelskich czy możliwości poruszania się – w „cywilizowanym" społeczeństwie było dla Clarka czymś nowym, niespotykanym. To tylko podkreślało wysiłki powstańców w walce z „barbarzyńskim” mocarstwem.

 

Wspomniał pan, że opinia publiczna przychylnie odnosiła się do zrywu. A co z rządami państw, z których pochodzili korespondenci?

 

Początkowo również odnosiły się do tematu życzliwie. Wspomniany cesarz Napoleon III do końca był przychylny powstańcom. Podobnie zresztą odniósł się do zjednoczenia Włoch, do którego doszło kilka lat wcześniej. Kreował się na swego rodzaju protektora narodów walczących o wolność. Podejście Wielkiej Brytanii było dużo bardziej chłodne i wyważone, oparte nie tyle na emocjach, ile na kalkulacjach politycznych. Początkowo również zależało jej na osłabieniu Rosji, więc stanowisko Londynu było zbieżne ze stanowiskiem Paryża.

 

Z czasem jednak brytyjskie władze przestraszyły się, że powstanie może doprowadzić do wojny na kontynencie. Ponadto obawiano się nadmiernego wzmocnienia Francji, do którego mogłoby dojść, gdyby Polacy wywalczyli niepodległość i sprzymierzyli się z cesarzem. Dlatego z czasem ich nastawienie całkowicie się zmieniło – zaczęto studzić nastroje społeczeństwa solidaryzującego się z powstańcami i dystansować się od zrywu.

 

Wspomniał pan o tym, że zarówno Polacy, jak i Rosjanie próbowali pozyskać przychylność korespondentów zagranicznych. Jak powstańcy usiłowali nagłośnić swoje działania na Zachodzie?

 

W czasie Powstania Styczniowego działało państwo podziemne, mające własny Rząd Narodowy, policję, struktury zbierające środki na walkę i nakładające podatki oraz własną służbę dyplomatyczną. Jednym z jej ważniejszych zadań było reprezentowanie władz powstańczych i pozyskiwanie poparcia dla sprawy polskiej na arenie międzynarodowej.

 

Do tego za granicą, głównie na Zachodzie, prężnie działała polska emigracja. Szczególną rolę odgrywał tu Hotel Lambert, ściśle współpracujący z Rządem Narodowym. Jego czołowe postaci, jak choćby Czartoryscy, miały rozległe kontakty i ogromne wpływy, zaliczały się do europejskiej elity. Wykorzystywano zatem tę pozycję, by nagłaśniać sprawę polską, zyskać przychylność opinii publicznej i w ten sposób wpływać na działania rządów. Podobnie działali wysłannicy Rządu Narodowego, będący nieoficjalnymi ambasadorami w Londynie czy w Paryżu. Powstanie Styczniowe było zaciętą walką – nie tylko o ziemie, ale i o wpływy oraz przychylność Europy.

 

Jak korespondenci relacjonujący wydarzenia na ziemiach polskich przyjęli upadek Powstania Styczniowego?

 

To bardzo ciekawa kwestia. Większość materiałów dokumentujących zryw powstała na początku powstania, w 1863 roku – wtedy na ziemiach polskich było najwięcej zagranicznych korespondentów i koncentrowali się głównie na tym okresie. Tekstów przedstawiających upadek powstania powstało stosunkowo niewiele. Z większości z nich przebijała jednak gorycz, pewne rozczarowanie. Ich autorzy zdawali sobie sprawę z tego, że zryw jest częścią wielkiej polityki i że powstańcy są wobec niej bezbronni, o czym pisali z nieskrywanym żalem.

 

Upadek Powstania Styczniowego miał poważne konsekwencje. Najważniejszą jest to, że doprowadził do pewnej degradacji Polski na arenie międzynarodowej. Nie oznacza to, że nagle przestano o niej pisać, że całkowicie zniknęła z radaru. Na ziemie polskie nadal przyjeżdżali zagraniczni dziennikarze, nadal opisywali tamtejsze realia życia. Nie pisano już jednak o Polsce w kategoriach wolności czy niepodległości – uznano, że nie ma na nią szans, że upadek Powstania Styczniowego przypieczętował jej losy. Takie przeświadczenie było widać nawet w tak drobnych, ale symbolicznych rzeczach, jak unikanie nazewnictwa odwołującego się do Polski.

 

Dziennikarze porzucili wszelkie polityczne dywagacje i skoncentrowali się na kwestiach gospodarczych – pisali o rozwoju miast, gospodarki, przemysłu. Romantyczne idee zostały wyparte przez hasła pozytywistyczne i znajdowało to odzwierciedlenie w tekstach zachodnich dziennikarzy. Sprawa Polski jako odrębnego, niezależnego państwa w powszechnej świadomości praktycznie zniknęła. Na pierwsze strony gazet powróciła dopiero w czasie I wojny światowej.

 

Na ilustracji Oto słońce, które świeci coraz mocniej, francuska grafika nawiązująca do Powstania Styczniowego, fot. polona.pl