Jedni obwiniali ich o chciwość, inni o ignorancję, jeszcze inni zrzucali na nich odpowiedzialność za klęskę Powstania Styczniowego. Na temat udziału chłopów w tym zrywie przez lata narosło wiele mitów i uproszczeń. O tym, jaką naprawdę postawę zajęli wobec walk z zaborcą i z czego ona wynikała, opowiada prof. Wiesław Caban.
Natalia Pochroń: Chyba nic tak nie dzieli historyków i badaczy Powstania Styczniowego, jak sprawa chłopska. W powieściach Żeromskiego byli oni pazerni, bezwzględni i okradali poległych powstańców. Z kolei Hanna Brodowska w Historii chłopów polskich pisała o aktywnym udziale włościan w walce zbrojnej 1863 roku. Jak to możliwe, że temat ten jest opisywany w tak diametralnie różny sposób, wywołuje tak skrajne emocje?
Wiesław Caban: Rzeczywiście, wokół tej sprawy ciągle toczą się dyskusje. Pamiętam, jak jeszcze w latach osiemdziesiątych na jednym ze spotkań rozmawialiśmy z badaczami o Powstaniu Styczniowym i zeszło na temat chłopów. Powiedziałem wówczas, że przychylam się do tezy Oscara Aweyde, członka Rządu Narodowego, który stwierdził, że w czasie tego zrywu chłopi zachowali się najlepiej, jak tylko było można, za co mnie bardzo skrytykowano.
Historycy – szczególnie ci zajmujący się tematyką odległą od powstania styczniowego– jak jeden mąż powoływali się na przywołaną przez panią powieść Żeromskiego Rozdzióbią nas kruki, wrony, z której wyłania się jednoznaczny obraz chłopa, który po śmierci powstańca okrada go z wartościowych przedmiotów. Ta krótka nowela odbiła się głośnym echem i na długi czas ukształtowała myślenie o tym temacie, bardziej niż jakiekolwiek opracowanie naukowe.
Skądś chyba jednak Żeromski wziął ten obraz.
Duży wpływ na to miała bitwa stoczona z 24 lutego 1863 roku pod Małogoszczem, w rejonie Gór Świętokrzyskich, skąd zresztą pochodził Żeromski. Po jej zakończeniu doszło do wymownej sytuacji – kilku chłopów po bitwie wyszło na plac boju i zaczęło zdzierać z poległych powstańców ubrania, zabrali strzelby, dubeltówki. Przy okazji pokłócili się między sobą o te zdobycze, doszło do bójki, musiał interweniować wójt, który złożył sprawozdanie do naczelnika powiatu kieleckiego. Pamiętam, że podczas czytania tego raportu w pewnym momencie wyszedłem z archiwum i wypaliłem kilka papierosów – tak duże emocje wywołał we mnie opis tego wydarzenia.
Aby mieć jednak pełny obraz, trzeba spojrzeć na to nieco szerzej. Nie możemy zapominać o położeniu ówczesnych chłopów. Chłopi w tym okresie żyli, mało powiedzieć w biedzie, a w nędzy, a przy tym myślało bardzo praktycznie – uważali, że poległym powstańcom ubrania czy broń i nie będą już potrzebne, więc nie robią nic złego, zabierając te rzeczy. Do tego dochodziła też dość niska świadomość narodowa chłopów – przez lata nikt nie zadbał o to, by to zmienić.
Chłopi pokazali jednak wcześniej, że potrafią walczyć i zaangażować się w sprawę niepodległości – najlepszym tego dowodem było Powstanie Kościuszkowskie, w którym odegrali dość istotną rolę. Dlaczego w XIX wieku zapomniano o tym doświadczeniu, nie wyciągnięto z niego żadnych wniosków?
Rzeczywiście, o ile Tadeusz Kościuszko szybko zrozumiał potrzebę wciągnięcia tej najliczniejszej wówczas grupy społecznej w walkę, o tyle organizatorzy Powstania Listopadowego nie docenili tej sprawy. W żaden sposób nie zadbali o to, by pozyskać poparcie włościan, więc go nie dostali. Co prawda na sejmie Królestwa Polskiego toczyły się dyskusje na ten temat, ale konkluzji zabrakło – pomysły uwłaszczenia chłopów uważano wtedy za niedorzeczność, coś zupełnie nierealnego. Do tego kierownictwo wojskowe nie doceniło wartości chłopów jako żołnierzy, wobec czego nie zrobili nic, by ich pozyskać.
Powstańcy styczniowi wyciągnęli wnioski i zamierzali zaangażować w zryw wszystkie grupy społeczne, w tym chłopów. W jaki sposób?
Przede wszystkim uwłaszczenie. Manifest Tymczasowego Rządu Narodowego, wydany 22 stycznia 1863 roku, znosił pańszczyznę i przyznawał chłopom na własność dzierżawioną ziemię, bezrolni zaś mieli ją otrzymać w zamian za udział w powstaniu. Do tego ustanawiał równe prawa dla wszystkich obywateli – ogłaszał „wolnymi i równymi wszystkich synów Polski, bez względu na wiarę, pochodzenie czy stan”. W praktyce znalazło się w nim więc to, na czym chłopom najbardziej zależało.
Mimo tego manifest nie wywołał spodziewanej reakcji, początkowo chłopi przyjęli go z dużą obojętnością.
Tak, bo do wielu on w ogóle nie dotarł. A nawet jeśli już o nim usłyszeli, to w zasadzie nic to nie zmieniało. Rząd Narodowy ogłosił uwłaszczenie, ale nic z tego nie wynikało. Chłopi nie dostali ziemi, więc nie uwierzyli w obietnice i w efekcie nie poparli powstania.
Czy Rząd Narodowy miał wówczas możliwości, żeby spełnić te obietnice? Czy były to jedynie puste deklaracje albo zapowiedź bliżej nieokreślonych reform?
Niewątpliwie wśród członków Rządu Narodowego były osoby, które wierzyły w to, że uwłaszczenie rzeczywiście zostanie przeprowadzone. Niestety, patrząc z dzisiejszej perspektywy, z przykrością trzeba powiedzieć, że było to naiwne. Aby uwłaszczenie weszło w życie, chłop musiał bowiem otrzymać dokument podpisany przez władzę państwową i księdza – duchowieństwo cieszyło się bowiem na wsi dużym autorytetem i chłopi mocno naciskali na takie rozwiązanie. Władze powstańcze nie miały jednak możliwości wydawać wówczas takich dokumentów, za co nie można ich winić. To było w końcu państwo podziemne, działające w konspiracji. Do tego trwało powstanie – nie można było ot tak odciągnąć ludzi od walki, wysłać przedstawicieli na wieś i załatwiać formalności z chłopami. Nie było to czas i miejsce na tego typu działalność.
Z czasem powstańczym władzom udało się jednak przełamać początkową bierność chłopów i zachęcić ich do walki. W jaki sposób?
Rząd Narodowy wydał dekret, w którym oznajmił, że skoro na razie nie ma możliwości przeprowadzić uwłaszczenia, to ziemianie nie mają prawa pobierać od chłopów czynszu. To już było coś konkretnego i przyniosło zamierzone skutki. Chłopi zrozumieli, że powstanie jest też w ich interesie, że to też ich walka. Druga rzecz, która zadziałała, miała wymiar ideowy – zaczęto nazywać ich obywatelami, traktować jak równych sobie – władze centralne wydały zalecenia dowódcom oddziałów partyzanckich, by w kontaktach z chłopami posługiwano się określeniem „obywatel”. Wydawać by się mogło, że to niewielka zmiana, ale mocno wpłynęła na postawę chłopów.
Już od kwietnia 1863 roku można było zauważyć wyraźny napływ chłopów do oddziałów powstańczych. O ile w początkowym okresie zrywu stanowili oni nie więcej jak 15 proc. powstańców, o tyle pod koniec liczba ta wzrosła do blisko 50 proc. Oczywiście nie oznacza to, że nagle wszyscy zmienili nastawienie i rzucili się do walki. Nadal zdarzały się przypadki okradania oddziałów powstańczych czy donosicielstwa – ale dotyczyło to głównie tzw. urlopników, czyli chłopów wcielonych do armii carskiej w wyniku corocznych poborów. Po amnestii cara Aleksandra II z 1856 roku wracali w rodzinne strony, a ponieważ w wojsku składali przysięgę na wierność cara, to uważali się nią dalej związani i współpracowali z rosyjskimi oddziałami tłumiącymi powstanie
To były jednak raczej jednostkowe przypadki. Powstańcze władze dość szybko zaczęły prowadzić różne działania uświadamiające, tłumaczyć chłopom, że również są obywatelami kraju, o którego niepodległość toczą się walki. I to zadziałało.
Muzeum Narodowe w Krakowie; www.zbiory.mnk.pl ;MNK III-ryc.-37213/101;;fot. Paweł CzernickiMuzeum Narodowe w Krakowie; www.zbiory.mnk.pl ;MNK III-ryc.-37213/101;;fot. Paweł CzernickiW tamtym czasie świadomość narodowa chłopów była jednak na stosunkowo niskim poziomie. Na ile oni właściwie rozumieli pojęcie „obywatelstwo”? Co ono dla nich oznaczało?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba by przestudiować pamiętniki chłopskie z czasów Powstania Styczniowego, a tych niestety zachowało się bardzo niewiele. Chociaż rzeczywiście trudno mówić o świadomości narodowej chłopów i przywiązaniu do ojczyzny – tak jak rozumieli ją ziemianie, w dość podniosłym znaczeniu tego słowa – to po raz pierwszy uznano ich za ludzi wolnych, pełnoprawnych obywateli.
W XIX wieku obywatelami byli ziemianie i bogate mieszczaństwo. Chłopów marginalizowano, traktowano w zupełnie innych kategoriach – wystarczy wspomnieć choćby o Powstaniu Listopadowym, gdzie całkowicie pominięto ich w planach konspiracyjnych. Nagle zaczęto traktować ich poważnie, liczyć się z nimi, doceniać ich wartość jako żołnierzy. To sprawiło, że walka w oddziałach powstańczych stała się dla chłopów pewnego rodzaju gratyfikacją, awansem. Zrozumieli, że rzeczywiście coś się zmienia.
Czy chłopi zostali w jakiś sposób zaangażowani w przygotowania do powstania, w plany konspiracji?
Co do zasady nie. Zdarzały się pojedyncze przypadki – najlepszym przykładem jest Mateusz Gralewski, syn chłopa Wojciecha Gralaka, autor znakomitego pamiętnika Kaukaz. Wspomnienia z dwunastoletniej niewoli. Swoją drogą – zapiski do nich prowadził podczas odbywania karnej służby wojskowej na Kaukazie w latach 1844–1856. Same wspomnienia ukazały się w Lipsku w 1867 roku. Po powrocie z zesłania ponownie zaangażował się w działalność niepodległościową, a po wybuchu Powstania Styczniowego został powołany do Komisji Wykonawczej Rządu Narodowego, stanowiącej wtedy ciało doradczo-wykonawcze Rządu Narodowego. Pełnił funkcję przewodniczącego tej komisji i rzeczywiście wywiązywał się z niej bardzo dobrze. To był jednak wyjątek.
Może to więc była przyczyna początkowej bierności chłopów? Bolesław Limanowski, działacz socjalistyczny i niepodległościowy, tuż po upadku powstania przekonywał, że błędem władz powstańczych było to, że w żaden sposób nie wtajemniczyły chłopów w plany dotyczące zrywu, postawiły ich przed faktem dokonanym – mimo że stanowili oni wówczas większość mieszkańców Królestwa Polskiego. Zgadza się pan z tym twierdzeniem?
Bardzo cenię Limanowskiego, zwłaszcza jego pamiętniki, w tym jednak przypadku absolutnie się z nim nie zgadzam. Chłopów nie można było zaangażować w plany powstańcze, co wynika z zasad samej konspiracji. Trzeba się do niej odpowiednio przygotowywać, mieć pewną wiedzę, doświadczenie. Powstanie Styczniowe organizowali ludzie, którzy faktycznie je mieli, od lat zajmowali się działalnością niepodległościową. Poza tym konspiracja wymaga, by do najbardziej wrażliwych informacji dopuszczać ograniczone grono ludzi – tych sprawdzonych, którym można zaufać. Dla dobra sprawy nie można więc było ryzykować, że ktoś nieopatrznie zdradzi plany zaborcy. W tym aspekcie całkowicie popieram decyzję władz powstańczych.
Czy we władzach powstańczych panowała zgoda co do tego, jak należy zaangażować chłopów w powstanie?
W takich sytuacjach zwykle trudno osiągnąć pełną zgodę. Na potrzebę zaangażowania chłopów w walki zwracali uwagę zwłaszcza Czerwoni. Od początku mocno opowiadali się za przeprowadzeniem reform społecznych, w tym uwłaszczeniem. Prowadzili też agitację chłopów do oddziałów powstańczych – zwykle w jednostkach dowodzonych przez kogoś z tego stronnictwa walczyło najwięcej włościan.
Biali natomiast podchodzili do sprawy chłopskiej dużo ostrożniej – bali się radykalnych reakcji, a do tego sami byli właścicielami ziemskimi. Mieli zatem świadomość tego, że uwłaszczenie uszczupli ich majątki. Niemniej grupa tych, którzy stanowczo sprzeciwiali się tej reformie czy ogólnie zaangażowaniu chłopów w powstanie była stosunkowo nieliczna. Wydaje się, że wyciągnęli wnioski z poprzedniej insurekcji i przekonali się o wartości chłopa jako żołnierza.
Cały czas mówimy tu o walce z bronią w ręku, a to zaledwie jedna z form zaangażowania chłopów w Powstanie Styczniowe. Jak jeszcze wspierali oni zryw?
Walka zbrojna zawsze jest najbardziej spektakularna, najbardziej zapada w pamięć. Natomiast rzeczywiście, chłopi wspierali powstanie na wiele innych sposobów. Przede wszystkim trzeba powiedzieć o zaopatrzeniu. W przypadku wojny partyzanckiej poparcie wsi ma ogromne znaczenie – powstańcy muszą skądś czerpać żywność, gdzieś muszą szukać kryjówki, leczyć rany. To wszystko było możliwe dzięki pomocy miejscowych chłopów, którzy nawet jeśli nie do końca popierali zryw czy sami nie chwytali za broń, zwykle tej pomocy nie odmawiali.
Muzeum Narodowe w Krakowie; www.zbiory.mnk.pl ;MNK III-rep.-876;;fot. Pawe³ CzernickiNajbardziej symboliczna chyba sytuacja miała miejsce po bitwie pod Siemiatyczami, gdy podlascy chłopi ukrywali rannych powstańców m.in. w piecach do wypalania węgla drzewnego. Takich sytuacji było mnóstwo.
Do tego Państwo Podziemne miało swoje struktury w terenie – na szczeblu gminy, parafii. Na ich czele, zwłaszcza w późniejszej fazie powstania, często stali chłopi. Oni też obejmowali dowództwo nad niewielkimi oddziałami formowanymi w terenie, zwłaszcza w ostatniej fazie powstania. Władze powstańcze przekonały się, że słusznie doceniły ich wartość.
Nie tylko powstańcy docenili chłopów – również Rosjanie starali się zyskać ich poparcie, odciągnąć ich od powstania. W jaki sposób?
Stworzyli tzw. straże wiejskie, składające się z chłopów, do rzekomej obrony przed powstańcami. Do tego władze carskie wydały specjalne rozporządzenie, zgodnie z którym każdorazowo za dostarczenie im powstańca chłop otrzymywał zapłatę w wysokości pięciu rubli. Inaczej też karano ich za zaangażowanie w powstanie – o ile ziemian wysyłano najczęściej na Syberię, o tyle w przypadku włościan kończyło się najczęściej wymierzeniem rózg – szczególnie na początku powstania. Rosjanie uznali, że wystarczy przykładnie ukarać chłopów i to zniechęci ich do udziału w insurekcji. Wtedy jednak władze powstańcze przedstawiły swoje obietnice i to one zyskały sobie ich przychylność. Można więc powiedzieć, że Powstanie Styczniowe było w istocie walką o polskiego chłopa.
Rosjanie tę walkę wygrali?
Niestety tak. Władze carskie zauważyły, że ich poprzednie zachęty nie przynoszą skutku i że sprawy posuwają się za daleko, więc postanowiły zadać ostateczny cios – 2 marca 1864 roku ogłosiły dekret o uwłaszczeniu chłopów. To wystarczyło. To natychmiast odciągnęło chłopów od powstania. Nie winiłbym jednak tutaj samych włościan. Być może nawet słuszniej powiedzieć, że winne było ziemiaństwo, które przez tyle lat nie potrafiło wypracować konsensusu w kwestii chłopskiej. A skoro ono nie było w stanie przeprowadzić uwłaszczenia, zrobiły to władze carskie i wygrały – choć w krótkiej perspektywie.
Jakie znaczenie dla chłopów miało to, że ostatecznie otrzymali ziemię od władz zaborczych?
W zasadzie niewielkie – a na pewno nie takie, jak życzyliby sobie tego Rosjanie. To, że carat przeprowadził tę reformę, nie oznaczało, że pozyskał lojalność chłopów. Owszem, na wsiach budowano pomniki w dowód wdzięczności władzy carskiej, do Petersburga wysyłano delegacje dziękczynne – ale to wszystko były odgórne inicjatyw y. Chłopi nie czuli, że mają szczególny powód do wychwalania zaborcy. Uważali, że ziemia im się po prostu należała.
Przejrzałem wiele raportów, z których wynika, że chłopów trzeba było zmuszać do udziału w mszach dziękczynnych, wysyłania specjalnych adresów do cara z podziękowaniem za to, że otrzymali ziemie. Ich dozgonna wdzięczność nie była niczym innym, jak dziełem rosyjskiej propagandy. W krótkiej perspektywie rzeczywiście Rosjanie wygrali. Na dłuższą metę nie udało im się jednak pozyskać polskich chłopów. Ostatecznie praca u podstaw, zainicjowana po upadku Powstania Styczniowego, sprawiła, że stawali się coraz bardziej świadomi swojej tożsamości i coraz bardziej czuli się Polakami – obywatelami.