Miał dostać się do niewoli w związku z zaniedbaniem środków ostrożności. „Najpierw zjawił się mały oddziałek kawalerji, z dwudziestu kilku koni złożony, pod dowództwem Belardiego (dawnego oficera z oddziału Chmielińskiego), stanowiący żandarmerję powiatu kieleckiego, który jednak niezadługo, wskutek nieostrożności dowódcy, przez kozaków znienacka napadnięty i rozbity został” – pisał jeden z ważniejszych powstańczych dowódców tego okresu Napoleon Rzewuski „Krzywda”. Teodor Belardi, oficer z armii pruskiej, przybył do Królestwa ze Śląska na czele 60 kawalerzystów. Nie wiadomo dokładnie kiedy. W lipcu służył w oddziale płk. Zygmunta Chmieleńskiego. Jesienią został dowódcą gwardii przybocznej gen. Józefa Hauke-Bosaka. „Belardi, według szkoły Chmielińskiego, postępował z młodym swoim żołnierzem bardzo surowo, co paniczom nie przypadło do smaku; powstało ogromie nieukontentowanie w ich szeregach i niechęć przeciwko swemu nowemu dowódzcy szwadronowemu, do czego przybył jeszcze i nowy powód, gdyż jednego z nich za niesubordynację uderzył batem, oburzenie ich zatem doszło do ostateczności. Postanowili wysłać do jenerała deputację z żądaniem zmiany dowódzcy ich szwadronu” – wspominał Krzywda. Do deputacji wyszedł jednak nie Bosak, a jego zastępca płk. Chmieleński. Ten skarżącego trzykrotnie uderzył pałaszem w głowę zadając mu kilka ran. A później nakazał zbiórkę szwadronu. „Chmieliński stanąwszy przed frontem oświadczył zebranym w ostrych wyrazach, iż za najmniejsze nieposłuszeństwo swemu dowódcy, każe winnych natychmiast rozstrzelać. Następnie przebiegł wzdłuż cały front i co drugiego lub trzeciego żołnierza poczęstował nahajką”. W grudniu Belardi stworzył własny niewielki oddział kawalerii. Miesiąc później w pierwszą rocznicę wybuchu powstania – na rozkaz Krzywdy – wkroczył na przedmieścia Kielc, stawiając na nogi całą załogę miasta. W nocy z 4 na 5 lutego zaatakował Rosjan w Jędrzejowie. Po zabiciu dwóch Kozaków wycofał się z miasta. Rosjanie podążyli za nim i w dwóch bitwach pod Goznem i Jakubowem oddział został rozbity, a sam Belardi ciężko ranny dostał się do niewoli. Wraz z nim w rosyjskie ręce wpadł też oficer Lotkin, „z ojca i nazwiska Moskal, po matce duszą Polak, nie chciał się przyznać do pochodzenia moskiewskiego, pomimo, iż bardzo źle pe polsku mówił, otrzymawszy 200 pałek, uciekł nocą z więzienia, uprowadzając ze sobą dwóch żołnierzy, którzy stanowili jego straż więzienną, i przybył wprost do mego oddziału” – pisze Krzywda. Belardii został natomiast skazany na śmierć i rozstrzelany 7 maja.