„Zdrada” – to słowo często pada w opisach tej bitwy. „Przede wszystkim Young [Junck] został podle zdradzony przez dowódcę kolumny nazwiskiem Seyfried [Seyfred]” – pisał w liście jeden z francuskich oficerów Victor-Alexandre Vayssiere, powołując się na świadków wydarzenia. Kilka dni wcześniej połączone polskie oddziały po szarży Younga rozbiły silny rosyjski korpus pod Nową Wsią i zmusiły go do przekroczenia granicy pruskiej. Po bitwie płk. Alfons Seyrfried jako naczelnik wojskowy województwa mazowieckiego, nominalny zwierzchnik Younga, nakazał podzielić siły na trzy manewrujące w pobliżu oddziały. „Umówiono się, że skoro tylko jedna z tych kolumn zostanie zaatakowana, dwie pozostałe przybędą jej na pomoc – pisał Vayssiere. – I oto Young został zaatakowany; gdy tylko rozgorzała walka, posłał swego szefa sztabu, który miał rzec Seyfriedowi, by ten ruszył z pomocą [...] Ten podły Polak [...] odpowiedział, że się nie ruszy i żeby Young [Junck] sam sobie poradził, i skoro pobił Rosjan w niedzielę, niechaj też pobije ich dzisiaj”. Stanisław Zieliński w Bitwach i potyczkach 1863–1864 twierdzi, że walka była zażarta. „Na próżno oczekując pomocy Sejfryda [...] Young z kosą w ręku na czele swoich żołnierzy rzucił się w ogień kartaczowy, wołając: toujours enavant. „Okrzyk ten usłyszeli Rosjanie – kontynuował Vayssiere – i wzięli go za cel swoich strzałów; wpierw jedna kula trafiła go w udo, następnie druga w pierś po stronie serca; upadł, a Rosjanie nie wierząc, że nie żyje, zadali mu jeszcze liczne ciosy bagnetem”. Po śmierci dowódcy, a także jego zastępcy, „szyki powstańcze zmieszały się zupełnie i powstał popłoch w oddziele”. Dlaczego Seyfried nie przyszedł Youngowi z odsieczą? Być może z powodu konfliktu między nimi. Mówi się, że Seyfried, zwolennik byłego dyktatora Ludwika Mierosławskiego, niebawem miał zostać odwołany i zastąpiony Youngiem. Padają też zarzuty o zbytnią brawurę Francuza. Istnieją też przekazy, że na początku został zaatakowany oddział Seyfrieda, a więc uczestniczył w walce. Jego dowódca nie skorzystał z prawa do obrony, „oddany pod sąd, nie stawił się, lecz umknął za granicę, znikając z widowni powstania” – podsumowuje Zieliński.