Zebrać ile się da. Taką misję otrzymał Walery Wróblewski, nowo mianowany przez Rząd Narodowy naczelnik województw podlaskiego i lubelskiego. „Otrzymawszy to zlecenie, Wróblewski zostawił na marszu w Krasnostawskiem kapitana Karolyego, dla zbierania wszelkiej tułającej się piechoty oraz formowania kawaleryi, Rylskiego zaś wysłał w Zamojskie, dla zbierania piechoty, szczególnie rozsypanych Ćwieków (…) Innemu oficerowi dał Wróblewski rozkaz zbierania podkomendnych Krysińskiego i Bogusława Ejtminowicza, sam zaś z Ponińskim, spiesznie maszerując, ukazywał się moskalom w Lubelskiem” – pisał w „Bitwach i potyczkach” Stanisław Zieliński. Do starcia oddziału Wróblewskiego doszło przypadkowo – i w ciemności. „Nie wiedząc o nieprzyjacielu, w nocy na 14. 1. spotkali Wróblewski i Poniński moskali, obozujących w Krzu. Po rozbrojeniu widety nieprzyjacielskiej i zabraniu tuż obok warty włościańskiej, mając konie i żołnierzy nazbyt zmęczonych, ruszyli do pobliskich Łubek, gdzie stanęli we dworze”. Nie odpoczywali jednak zbyt długo. „Zaledwo podjazd powstańczy wyszedł z dworu, napotkał moskali zbliżających się przeciw oddziałowi. Natychmiast oddziały opuściły dwór, rozłączając się. Poniński ruszył ze swoimi na południe i dotarł wreszcie do kordonu, który przekroczył, Wróblewski zaś podszedł do Wojciechowa, a widząc dla zmęczenia i głodu żołnierzy i koni niepodobieństwo dalszego marszu, stanął we dworze”. Świtem Kozacy otoczyli dwór, ale zdecydowany atak powstańców spowodował ich odwrót. 19 stycznia w bitwie pod Kockiem Wróblewski został ciężko ranny. Uratowany przez miejscowych przedostał się później do Francji.