Choć Marian Langiewicz wiedział o nadchodzących Rosjanach, to jednak ich poranny atak był dla niego zaskoczeniem. „To też wielkie wrażenie [...] wywarła wpadająca na podwórze plebanii bryczka zniejaką panną Elżbietą Stodolnicką, która wystraszona wołała, i że ona ledwie uciec mogła przed ścigającymi ją kozakami” – relacjonował kronikarz powstania i uczestnik bitwy Walery Przyborowski. Rosjanie mieli zaatakować z trzech stron naraz. Jednak jeden z carskich dowódców, Polak Włodzimierz Dobrowolski, pewny wyższości w uzbrojeniu i wyćwiczeniu, rozpoczął, nie czekają na pozostałe oddziały. Zdaniem Przyborowskiego „takie zwycięstwo było dlań potrzebne, bo stawiało go od razu lepiej w oczach władz rosyjskich, zacierało podejrzenia, które mu mogły w dalszej karierze zaszkodzić”. Gorliwości trudno się dziwić, przed powstaniem Dobrowolski miał związki z polskim ruchem konspiracyjnym w wojsku. Pod Małogoszczem się przeliczył. Langiewicz dysponował ponad 2,5 tys. żołnierzy, bo kilka dni wcześniej połączył swoje siły z oddziałem Antoniego Jeziorańskiego.
W powstańczych oddziałach zawiodło też rozpoznanie. Przyborowski sugeruje, że Langiewicz nie wiedział o dwóch pozostałych rosyjskich oddziałach. „Ta nieświadomość przebaczoną mu być nie może i wina krwawej przegranej wyłącznie na niego spada”. Mimo zaskoczenia Polacy bronili się twardo. „Okazywali oni tutaj wiele bohaterstwa, a panna Pustowójtow na kasztanowatym koniu uganiała śród kul i uciekających płazem pałasza napędzała do walki. Pożar, który ogarnął miasteczko, brak wreszcie amunicyi, zmusił w końcu Langiewicza do opuszczenia Małogoszcza”. W bitwie zwyciężyli Rosjanie, ale swojego celu – czyli pochwycenia dowódców i zniszczenia oddziałów powstańczych – nie osiągnęli. Langiewicz i jego siły przeprawiły się przez pobliską rzekę Łosośną. Straty były jednak ogromne. Zginęło 300 powstańców, 500 zostało rannych, do tego Langiewicz stracił tabory i dwa działa. Bitwę rozsławił w powieści Wierna rzeka Stefan Żeromski.