Niemal 48 godzin – 50 km marszu, nieudana zasadzka, bitwa i na koniec nocna jazda furmankami. Rankiem 17 sierpnia rozpoczęła się mała odyseja ok. 350-osobowego oddziału Wiktora Dobrosielskiego. Naczelnik wojenny powiatu przasnyskiego o godz. 7 otrzymał informację o idącej w kierunku Cierpięt kolumnie rosyjskiej. „Dowódzca postanowił urządzić zasadzkę. W tym celu zajął pozycyę na drodze [...], gdzie moskale przechodzić musieli” – pisał Stanisław Zieliński w Bitwach i potyczkach 1863–1864. Pułapka się nie udała, bo okazało się, że Rosjanie rozdzielili siły. Gdy powstańcy wracali do obozu, sami zostali zaatakowani. „Natychmiast 1. pluton strzelców Lenartowicza dał ognia do moskali i rozsypał się w linię tyralierską. Niestety, reszta sądząc, że to był ogień nieprzyjacielski, zaczęła się mieszać w gęstym lesie, a jazda zaczęła spiesznie uchodzić, mieszając kosynierów” – dodawał Zieliński. Dobrosielski szybko wycofał oddział na „zakrytą pozycję”. Udało się doprowadzić niemal cały oddział do porządku, „ale spłoszonych raz kosynierów nie można było uporządkować i do boju poprowadzić”. W tej sytuacji dowódca nakazał odwrót. Wieczorem oddział, który stracił pięciu zabitych i sporą liczbę uciekinierów, dotarł do miejscowości Ziomek. Choć wydawało się, że Rosjanie zaniechali pogoni, dowódca zarządził dalszy marsz. Była to słuszna decyzja. O świcie kolumny moskiewskie wyruszyły znów w pogoń. „Przybył oddział o godz. 2. do pewnej wsi, gdzie zmęczeni i głodni postanowili odpocząć, lecz wobec zbliżania się pościgu kozackiego udali się dalej”. Podobnie było w kolejnych miejscowościach. „Wobec tego o północy wsiadłszy na furmanki, ruszono dalej i 19. 8. o g. 6. rano był już Dobrosielski w Surowem o 4 mile od nieprzyjaciela”.