Celem kolejnego przewrotu rządowego, jak to ujmował Oskar Awejde, jeden z członków powstańczych władz, było stłumienie anarchii. Miał to uczynić Karol Majewski, aresztowany jeszcze przed wybuchem powstania i wypuszczony z Cytadeli w maju. Drogę do przejęcia pieczęci – najważniejszego insygnium władzy – otworzył mu sławny rabunek pieniędzy i papierów wartościowych dokonany kilka dni wcześniej przez Aleksandra Waszkowskiego, uczestnika spisku. Nie przekazał więc zdobyczy opanowanemu członkom dotychczasowego „czerwonego” rządu. „Zamachowcom zależało nie tyle na rzeczywistym zasileniu kasy narodowej – pisał w monografii powstania prof. Stefan Kieniewicz – ile na stworzeniu pozoru, że wykradzione miliony znajdują się w pewnym ręku i że zdobywca milionów ma decydować o składzie Rządu Narodowego”. Tak też się stało. Czerwoni prawnicy, jak nazywano poprzedni gabinet, oddali pieczęcie Organizacji Miejskiej, a Majewski zaczął tworzyć nowe władze. „Dnia 13 czerwca objął rządy nowy ten zastęp ludzi przeważnie umiarkowanych, wśród których Karol Majewski jeżeli nie z urzędu, to w rzeczywistości był przewodniczącym” – pisał Jan Janowski, który też wrócił do władz. Sam Majewski twierdził, że chce stworzyć rząd koalicyjny, łączący trzy powstańcze, wrogie sobie nurty – „stronnictwo ruchu, stronnictwo dawniej białe, dziś »umiarkowane« oraz mierosławczyków” – pisze Kieniewicz. „Jestem sam jakby reprezentantem tych wszystkich kierunków, bo streszczam je w jednym” – mówił Majewski, były współpracownik gen. Ludwika Mierosławskiego, eksczłonek czerwonego przedpowstaniowego Komitetu Centralnego Narodowego oraz Dyrekcji Białych. Ujmował to tak: „Kiedy już walka zbrojna jest, bić się będziemy do upadłego z honorem i uczciwością, jak można najenergiczniej. Od nadużyć rewolucyjnych, co sił starczy na, chronić będziemy naród”. Rząd Majewskiego przetrwał do września.