Nie tylko samo powstania chciał złamać Michaił Murawiew „Wieszatiel” obejmując stanowisko generał gubernatora w Wilnie. Za zadanie postawił sobie też wykorzenienie polskości. „Do wiadomości mojej doszło, że w wielu miastach powierzonego mi kraju istnieją bibljoteki książek polskich, założone przez szlachciców i urzędników polskiego pochodzenia, że niektóre nawet z tych bibliotek są założone i utrzymywane bez pozwolenia urzędów, mając za swój cel główny, rozpowszechnianie w kraju polskich wpływów i stłumienie tutaj narodowości rosyjskiej i, że w tym celu wiele bibljotek założone zostały już w czasie przygotowań w kraju do powstania. Uznając dalsze istnienie podobnych bibljotek za szkodliwe, zwłaszcza zaś przy obecnem położeniu kraju, polecam wydać rozporządzenie w powierzonej gubernji o natychmiastowem zamknięciu”. Pomysł poddał mu jeden z rosyjskich generałów, który doradzał też, by „ zachęcić do zakładania bibliotek rosyjskich”. Wieszatiel kwestią książek „zajął się” już wcześniej. Już w 1863 r. wprowadził cenzurę rewizyjną. Nakazał przeglądać książki będące już w księgarniach i na nowo je cenzurować. Te książki, które uznano z występne niszczono bez żadnego wynagrodzenia. Od lipca każdy wolumin nie opatrzony pozwoleniem cenzury, policja mogła zarekwirować. W styczniu zabroniono włościanom posiadania polskich książek. Groziła za to nie tylko konfiskata, ale też kara pieniężna. Do tego w czasie rewizji rosyjscy policjanci potrafili zabrać też pamiątki rodzinne. Nie tylko woluminy stały się przedmiotem zainteresowania „Wieszatiela”. Za posiadanie portretów Piusa IX, Kościuszki cz Poniatowskiego, groziła nawet kontrybucja. Naczelnicy wojskowy mieli nakaz zamykania wszystkich szkół ludowych polskich. W czerwcu natomiast Murawiew nakazał też by z ulic zniknęły polskie szyldy. Miały zostać zamienione na rosyjskie. „W zamian za to wandalskie tępienie języka i księgozbiorów polskich, Murawiew obdarzał Litwę gazetami i bibliotekami rosyjskiemi. Biblioteki te za fundusze polskie zakładano w Kijowie, Kamieńcu Podolskim, Żytomierzu, Wilnie, Grodnie i Dorpacie. (…) Biblioteki nominalnie i na papierze istniały, ale za to książek w nich niewiele się znajdowało, a już czytelników chyba z latarnią Dyogenesa szukać by trzeba było” – podsumowywał powstaniec i historyk zrywu Wacław Przyborowski.