Od pewnego czasu Marian Langiewicz prowadził swój oddział w stronę granicy austriackiej, mając nadzieję, że kiedy będzie w jej pobliżu, wreszcie doczeka się pomocy z Galicji. Po porażce pod Małogoszczem 2 marca zatrzymał się z obozem pod Pieskową Skałą. Dowództwo kwaterowało w zamku, jazda w pobliskiej owczarni, a piechota w lesie. Tam Langiewicz otrzymał nominację generalską oraz wydał ostrą odezwę do obywateli zaboru austriackiego: „Od 40 dni dochodzą nas wieści, listy i deputacje Wasze że biegniecie nam w pomoc, że zbieracie fundusz na broń [...] i że broń i ochotników przysyłacie do naszych obozów. Od 40 dni kłamiecie Waszemu pochodzeniu, bo Moskwa znów toczy krew z łona matki naszej, a wy sejmikujecie. [...] Bracia spod zaboru austriackiego! Chwila już tylko, a przestaniecie należeć do naszej Ojczyzny olbrzymiej cnotą i męczeństwem. Chwila już tylko, a zwyciężeni czy zwycięscy nie podamy wam dłoni bratniej”. Postój w Pieskowej Skale nie trwał długo. Langiewicz stał się jednym z najważniejszych celów Rosjan. „Było pod wieczór. Zmęczeni legliśmy pokotem koło swych koni i zasnęli snem tak silnym, jakim jeno młody a znużony spać może – pisał uczestnik zdarzeń. – Moskale podeszli cichaczem pod samą owczarnię, w której zażywaliśmy snu, i zaczęli wrota główne, na zewnątrz opierające się, balami i drągami podpierać. Prawdopodobnie chcieli potem owczarnię podpalić i zrobić z nas pieczeń. Szczęściem, że jeden z naszych wyszedł, bo drzwi było kilkoro, [...] ujrzał Moskali podpierających wrota. Więc wraca co prędzej i budzi jak najciszej. Wybiegliśmy tylnemi wrotami dalej do zamku, by dać znać, co się stało… A tu z jednej i z drugiej strony lecą na nas kule z ręcznej broni. Szczęście, że to było w ciemną noc, więc straciliśmy tylko dwóch kolegów”. Wybuchła walka, ale po pewnym czasie Langiewicz, wobec przewagi Rosjan, postanowił ustąpić. „Moskwa wpadła do zamku, zrabowała takowy i wykłuła tych wszystkich, którzy uciec nie zdołali”. Langiewicz skierował się do pobliskiego miasteczka – Skały.