„Wiara w porządku, bez popłochu, trzymajcie się ostro!” – rzucił Dyonizy Centkowski. To były jego ostatnie słowa, chwilę później otrzymał śmiertelny postrzał w pierś. Wcześniej polegli jego adiutanci. Oddział jazdy Centkowskiego, jak pisał Stanisław Zieliński w Bitwach i potyczkach 1863–1864, „uwijający się od kilku dni na pograniczu powiatów płockiego i przasnyskiego i ciągle powiększający się”, pierwszą poważniejszą utarczkę stoczył w okolicy Drobina. Zwiadowcy donieśli, że w ich kierunku nadciągają siły rosyjskie w sile ok. siedmiuset żołnierzy. „Mając tylko 80 ludzi, Centkowski nie mógł przyjąć walki; uciekać, gdy konie kilkudniowym marszem były zmęczone, także było niełatwem, atoli zimna krew i odwaga dowódzcy wybawiła oddział z trudnego położenia” – relacjonował Zieliński. Centkowski, ostrzeliwując się, powoli zaczął się wycofywać w stronę lasu. Rosjanie obawiali się zasadzki. „Brak ten energii w działaniu nieprzyjaciela dał oddziałowi możność zyskania na czasie i wtedy właśnie, gdy moskale rozwinęli piechotę w szyku bojowym i zamierzali szturm przypuścić do lasu, powstańcy nagle zniknęli im z oczu”. Centkowski kluczył przez kilka kolejnych dni. W pobliżu wsi Mieszki natknął się na oddział sześćdziesięciu Kozaków. „Sądził, że starczy mu czasu na rozprawienie się z nimi, zanim nadciągnie piechota moskiewska. Przypuściwszy więc natychmiast atak, rozpędził kozaków, ale nie ścigał, obawiając się zasadzki piechoty”. Tym razem jednak się przeliczył, bo z boku uderzył na nich kolejny oddział carskiej jazdy. Nie było już szans na ucieczkę, więc Centkowski postanowił uderzyć. „Rozpoczął się bój zażarty; nie była to już walka regularna dwóch oddziałów, ale pojedyncze zapasy jeźdźców powstańczych z ułanami moskiewskimi. Dwa oddziały zlały się w jedną masę, każdy żołnierz walczył na swoją rękę, nie wiedząc co się z towarzyszami dzieje. Rzeź ta trwała blizko godzinę” – pisał Zieliński. Wraz z dowódcą zginęło dziewiętnastu powstańców.