Konflikt byłego dyktatora z urzędującym narastał jeszcze przed ostatecznym przejęciem przez Romualda Traugutta władzy. „Za powód posłużyła owa samowolna zmiana nominacji organizatora jeneralnego wojska polskiego z pominięciem wyrazów »poza granicami zaboru rosyjskiego«” – tłumaczył prof. Stefan Kieniewicz w Powstaniu styczniowym. Generał Mierosławski, pierwszy i ledwie kilkunastodniowy dyktator, od dłuższego czasu przebywał za granicą. Mimo wezwań nie wracał walki, za to przez swoich agentów próbował zachować wpływ na bieg spraw w kraju. Z różnym skutkiem. W sierpniu Rząd Narodowy postanowił powierzyć mu kolejną istotną funkcję – generalnego organizatora wojska. Mierosławski długo zwlekał z jej przyjęciem, ostatecznie ogłosił w prasie nominację w wersji rozszerzającej jego władzę. Zażądał też ogromnego budżetu w wysokości 12 mln zł. Jego nominacja wywołała furię na europejskich dworach. „To, co się robi w Warszawie, jest śmieszne i żałosne. Mierosławski to klęska” – rzucił agentowi polskiego rządu w Paryżu minister spraw zagranicznych Francji. Traugutt początkowo uznał decyzję poprzedników, jeszcze przed ostatecznym przejęciem władzy ograniczył jednak kompetencje Mierosławskiego, wykluczając z nich Galicję, którą miał zarządzać gen. Edmund Różycki. Według prof. Kieniewicza nie było szansy, by obaj dowódcy doszli do porozumienia. „Mierosławski pojmował swoją nominację jako dyktaturę de facto – przynajmniej o tyle, o ile można ją było sprawować zza granicy. Takiego zakresu władzy Traugutt nigdy by nie uznał” – tłumaczył historyk. Ponadto Mierosławski szastał pieniędzmi – nim został oficjalnie odwołany ze stanowiska zdołał pobrać z Komisji Długu Narodowego 177 tys. franków i zawrzeć liczne kontrakty na uzbrojenie oraz wyrób machin wojennych według własnych projektów. Traugutt pisał, że trzeba z tym skończyć, bo grozi „bankructwo”. Dymisja Mierosławskiego została podpisana na początku listopada i doręczona pod koniec tego miesiąca. Tyle że nie ogłoszono jej publicznie, co generał wykorzystał – twierdził, że nie jest autentyczna. Stąd depesza do księcia Władysława Czartoryskiego z 9 grudnia z oficjalnym potwierdzeniem. Agent Rządu Narodowego w Paryżu przekazał ją francuskim władzom. Po kolejnych kilku dniach informacja została odczytana w Senacie, a 22 grudnia opublikowana w prasie.