W zajętej przez carskie wojska i kontrolowanej przez policję zaborcy Warszawie taką scenę trudno sobie wyobrazić. Oto w biały dzień na ulicy żandarmeria Rządu Narodowego aresztuje trzech konspiratorów opozycyjnych wobec władz powstańczych. „Trzech »więźniów« straż narodowa przeprowadziła przez miasto, pośród carskich patroli do podrzędnego Hotelu Bawarskiego na ul. Bednarskiej. Schwytani nie bardzo się opierali, jako że odwoływanie się do mundurowej, carskiej policji nie leżało w ich interesie” – opisuje prof. Stefan Kieniewicz w monografii Powstania Styczniowego. O zajściu poinformowały nawet gazety. „RN rozwinął swój wpływ do tego stopnia, że aresztuje przez swą policję ludzi po domach i ulicach. Prowadzą wtedy aresztowanych przed trybunały i wzywają ich do obrony na czynione im zarzuty. Nie było dotąd jeszcze wypadku, aby się ktoś śmiał opierać takiemu aresztowaniu” – donosiła 23 sierpnia lwowska „Gazeta Narodowa”. Aresztowani należeli do radykalnego skrzydła Czerwonych i byli w zdecydowanej opozycji do rządu Karola Majewskiego. Śledztwo miała poprowadzić pięcioosobowa komisja. „Aresztowani wcale nie ukrywali zamiaru obalenia rządu ze względu na fałszywą linię jego polityki. Wówczas zaszła rzecz nieoczekiwana: Lempke i Piotrowski (dwóch członków komisji) otwarcie opowiedzieli się po stronie podsądnych” – pisał prof. Kieniewicz. Rząd Narodowy miał kłopot. Gdyby zorganizował rozprawę przed komitetem rewolucyjnym, sam mógłby stać się oskarżonym. Ostatecznie zdecydowano się jedynie udzielić nagany trzem zatrzymanym i wydalić ich z Warszawy. Majewski był jednak zadowolony. „Skutek został osiągnięty, opozycja uciszyła się” – zeznawał. Jego gabinet podał się do dymisji w połowie września.