Doktor Berthold Hermani mógł się kazać grabarzem powstania lub przynajmniej przyczynić się do wielkiego kryzysu i masowych aresztowań. Był to – jak pisał Nikołaj Berg, rosyjski dziennikarz i kronikarz powstania styczniowego – „saski Żyd, posiadający wybornie kilka języków, a między nimi polski i rosyjski”. To on podjął się misji zleconej przez gen. Paulucciego, szefa tajnej policji Królestwa. Miał zdemaskować Rząd Narodowy. „Hermani obrał sobie za najodpowiedniejsze miejsce działania Kraków – pisał członek rządu Józef Janowski. – Istotnie tam mógł najprędzej dojść do celu. Tak zwana opozycja, jak wiemy, główne swoje siedlisko miała w Krakowie. Nie dochowywano też tam, nie znano i nie ceniono wcale tajemnicy ani osób, ani czynów”. Hermani pod fałszywym nazwiskiem Matuszewski szybko dotarł do radykalnych działaczy i był na drodze do ujawnienia tajemnic. Intryga została wykryta dzięki ochmistrzyni Paulucciego. Jak pisze Berg, „staruszka Buciłowska, zarządzająca domem markiza, posiadała tegoż nieograniczone zaufanie, miała dostęp do najtajniejszych zakątków mieszkania, i u niej znajdowały się wszystkie klucze […] w czasie nieobecności markiza wpuszczała do jego gabinetu naczelnika policyi rewolucyjnej, który swobodnie odczytywał tam wszelkie pisma i akta, robił wyciągi i odpisy”. Spalony w Krakowie Hermani wrócił do Warszawy i zatrzymał się w hotelu Europejskim. Był w stolicy Królestwa tylko przejazdem. 5 października Rząd Narodowy wydał na niego wyrok śmierci. Sztyletnicy zaatakowali rankiem. „Doktór już się obudził (jeśli w ogóle spał tej nocy), i pijąc kawę, sprawdzał rachunek hotelowy, niecierpliwie oczekując, kiedy mu powiedzą, że czas już wsiadać do omnibusu hotelowego, mającego odwieźć go na kolej” – relacjonował Berg. Do jego pokoju weszło dwóch mężczyzn. „Hermani […] zerwał się z siedzenia, lecz zaraz padł ugodzony czterema pchnięciami w szyję i serce, a także czemś tępem w głowę”. Sztyletnicy rzucili się do ucieczki. Mimo ran, Hermani wyszedł na korytarz, krzycząc. „Ranny, przebiegłszy kilkadziesiąt kroków, padł przed numerem 58 na kamienną posadzkę i tam skonał”. Zamachowcom udało się zbiec. Policja carska o napaść oskarżyły niewinnego cukiernika i torturami wymusiły na nim zeznania. Został stracony. W zemście za zamach władze carskie zarekwirowały też hotel Europejski.
Na zdjęciu Hotel Europejski w latach 1862-63. Fot Karol Beyer/Cyfrowe Muzeum Narodowe, wolna domena