Był jednym z najbardziej poszukiwanych przez carskie władze powstańczych kapelanów. Szukający go żołnierze przeprowadzili ponad 20 rewizji klasztoru w Lądzie, gdzie notabene się ukrywał. Ojciec Maksym Tarejwo wpadł w nocy z 27 na 28 czerwca zapewne zdradzony przez zakrystiana, który wydał jego świetnie zakamuflowaną kryjówkę. Władze carskie uznały to za tak wielki sukces, że zakutego w kajdany oprowadzono po miasteczku przy wtórze werbli wojskowych. Ojciec Maksym zwany też pod pseudonimami Ksiądz Max, Dąb, czy Piorunek, pełnił rolę kapelana w kilku oddziałach powstańczych w tym w partiach Kazimierza Mielęckeigo czy Edmunda Taczanowskiego. Był też naczelnikiem organizacji ludowej w powiecie konińskim. Koordynował m.in. przerzuty broni i zaopatrzenia z zaboru pruskiego do Królestwa. Brał udział co najmniej w dwóch bitwach pod Pyzdrami i Ignacewem. W tej drugiej został ranny. Po aresztowaniu przewieziono go do Konina. W akcie oskarżenia zarzucono mu m.in. czynny udział w powstaniu. „Jechał konno na czele bandy Taczanowskiego, z krzyżem w ręku, który świętokradzko zamieniał na godło powstania”. Do tego Tarejwo został oskarżony o podżeganie do udziału w walkach, a nawet wydawanie rozkazów wieszania - sprzeciwiających się zrywowi - kolonistów niemieckich. Ten ostatni punkt był związany zapewne z uczestnictwem księdza w powstańczych sądach polowych. Wyrok został wydany szybko. Ojciec Maksymilian został skazany na śmierć przez powieszenie. Egzekucja odbyła się na błoniach nad Wartą o godzinie 10. Ojciec Maksym trzymał w rękach różaniec, próbował też przemówić do zebranych, ale żandarmi mu w tym przeszkodzili. Tłum przeszkodził natomiast w próbie zerwania z niego habitu. Zakonnik wrzucił brewiarz do grobu i zawołał: „Niech żyje Polska!” oraz „In te Domine speravi, non confundar in aeternum” („Zaufałem Tobie, Panie, abym nie doznał wstydu na wieki”). Według świadków po wykonaniu wyroku na wpół żywy został wrzucony do grobu. Po jego zasypaniu, miejsce stratowano kopytami końskimi. Ojciec Tarejwo miał 32 lata .