To był naprawdę długi i krwawy powstańczy dzień. Połączone oddziały płk. Kajetana Słupskiego i ppłk. Aleksandra Matuszewicza pierwszy raz zostały zaatakowane o godz. 2 w nocy. Ponad trzystu Rosjan uderzyło na ich pozycje we wsi Rudniki. „Słupski, sądząc, że ma tylko z drobnym oddziałem jazdy do czynienia, wystąpił ze wsi, lecz przywitany ogniem rotowym, rozpoczął odwrót traktem” – pisał Stanisław Zieliński w Bitwach i potyczkach 1863–1864. Pierwsza utarczka obyła się bez strat w ludziach, zabite zostały tylko dwa konie. Po krótkim odwrocie dowódcy zamierzali dać żołnierzom odpocząć, „atoli uwiadomiony, że w pobliskiej wsi Kowali znajduje się 25 objeszczyków (konnych strażników granicznych), którzy zamierzali umknąć na podwodach, na wiadomość o zbliżaniu się jazdy powstańczej, wyprawił Słupski na nich dwa plutony flankierskie, które zsiadłszy z koni, ubiły kilku zabarykadowanych na podwórku objeszczyków” – relacjonował Zieliński. Niedługo później oddziałek sam musiał się wycofać, zaatakowany przez Rosjan idących od strony Rudnik. Trzecia odsłona walk miała miejsce już po świcie. Rosyjski dowódca wzmocniony przez stu Kozaków znów ruszył w pogoń za powstańcami. „Puścili się moskale za oddziałem i gnali go przez Mokrsko, Piaski, Brzozę i Naramice, co chwilę wstrzymywani odporem ściganych”. Do obławy na partyzantów włączyły się kolejne oddziały Rosjan. „W Starcach Słupski jeszcze raz stawił opór ścigającym i uszedł ku Sadokrzycom [...]. Podczas tej rejterady z Rudnik do Sadokrzyc oddział stracił ogółem 50 w rannych i zabitych. Ucierpiał także Słupski „poturbowany przez konia” i musiał opuścić oddział, zdając dowództwo Matuszewiczowi. Ten do godz. 22 został w Sadokrzycach, ale w nocy znów musiał uciekać, bo w jego kierunku Rosjanie wysłali świeży oddział z Sieradza. Do ostatniego starcia doszło pod Dobrą 16 października. Po tej potyczce „widząc przemęczenie tak ludzi jak koni, rozdzielił Matuszewicz oddział na trzy części” – twierdzi Zieliński. Według płk. Franciszka Kopernickiego, naczelnika wojskowego województwa kaliskiego, oddział uległ całkowitemu rozbiciu, a sam dowódca zdał dowództwo i wyjechał na kilka miesięcy do Francji.