Po aresztowaniu przez Austriaków Langiewicz nie zamierzał siedzieć bezczynnie. Były już dyktator powstania ponoć próbował uciec z więzienia, chcąc wrócić do walki jako zwykły dowódca. „Dzienniki ówczesne opowiadały, że Langiewicz chciał uciekać d. 15 kwietnia i usiłował w tym celu przekupić strażnika, któremu dał 300 florenów, grożąc w razie zdrady śmiercią. Ale strażnik doniósł o tem, komu należy i 300 florenów zwierzchności swej oddał. Władze miejscowe wskutek tego rozwinęły w Tysznowicach nadzwyczajne ostrożności” – pisał powstaniec i kronikarz zrywu Walery Przyborowski. On też przytacza inną opowieść na temat próby ucieczki opisaną przez Konstantego R., ziemianina z sandomierskiego, który miał uczestniczyć w przygotowaniach.
Austriacy przetrzymywali dyktatora w Tysznowicach, małym miasteczku koło Brna na Morawach. „Langiewicza umieszczono w domu o jednem piętrze – pisał Konstanty R. – dano mu pięć pokoi z jednem wyjściem przez przedpokój, w którym zwykle sypiał dodany mu służący, jak dowiedzieliśmy się, były żandarm. Był to tylko internat, nie więzienie; wolno więc było Langiewiczowi chodzić na spacer”. W ucieczce mieli pomagać Konstanty R. i adiutantka generała, Anna Pustowójtówna. Pomóc miał też wiedeński dziennikarz, który miał zdobyć paszport dla Langiewicza, w Brnie wynająć karetę i przybyć do Tysznowic w środku nocy. „Dla niepoznania, w dzień oznaczony, eksdyktator ogolił brodę i wąsy; tych ostatnich nie chciał się pozbyć, aleśmy go w końcu do tego namówili” – pisał Konstanty R. Plan się nie powiódł. „Nie ulega wątpliwości, że ów lokaj, eks żandarm, znał dobrze język polski i całego projektu ucieczki, oraz kiedy ona ma nastąpić, był świadomy. [...] Szanowny żandarm widać dobrze swą rolę odgrywał, bo gdy o godz. 1 po północy spuszczaliśmy Langiewicza na gutaperkowych paskach z piętra, został obskoczony przez żandarmów”. Langiewicza wypuszczono na wolność dopiero po upadku powstania.
il. Marian Langiewicz; Muzeum Narodowe w Krakowie