Oddziałowi mjr. Jana Żalplachta ps. Zapałowicz mimo udanej potyczki poprzedniego dnia (patrz kalendarium 18 V) nie udało się odskoczyć od rosyjskich oddziałów. „O zmroku w zamieszaniu zabłąkały się w lesie konie juczne z amunicyą, a kilka godzin straconych na szukanie ich spowodowało, że połączone oddziały nie zdołały natychmiast usunąć się z koła otaczających je i zwiększających się sił nieprzyjacielskich i dopiero o świcie wyruszyły drogami leśnemi” – pisał Stanisław Zieliński w Bitwach i potyczkach 1853–1864. Rosjanie zaatakowali ok. godz. 11 z kilku stron. Najpierw zajęli dwór, gdzie umieszczono rannych we wcześniejszym starciu. Kozacy obrabowali zarówno powstańców, jak i mieszkańców dworu, a później podpalili zabudowania. „Buchnął płomień… w jednej chwili ogarnął szopę, a w jej wnętrzu rannych i doktora… Z okrzykiem »Jezus Marya! Bij! Zabij!« rzuciły się nasze kompanie ku obronie płonących braci. »Sztychom! Hurra!« wrzasnęli sołdaci i natarli znów na nas bagnetem. Długo trwały krwawe, a niepomyślne dla nas zapasy. Szopa szpitalna świeciła tymczasem purpurowo w przerażonych oczach naszych, niby olbrzymia pochodnia Nerona! W niej zginęli wszyscy bez wyjątku ranni i ich opiekun” – wspominał uczestnik wydarzeń. Następnie wojska carskie zaatakowały las, w którym byli ustawieni powstańcy. „Tu wszczął się bój okropny i rozpaczliwy; dzielna młodzież odparła ogniem rewolwerowym i bagnetem nieprzyjaciela, który na powrót nie odważył się przypuścić ataku. Bój łańcuchów tyralierskich trwał bez przerwy do godziny 6. wieczór” – pisał Zieliński. Ostatecznie powstańcy musieli jednak ustąpić. Wiele poszczególnych samowolne opuszczało pozycje – nie słuchając sygnałów odwrotu, „udawszy się na prawe skrzydło linii bojowej, po wyparciu moskali uchodziły przez pola tuczapskie ku kordonowi”. W tej sytuacji „Zapałowicz” także podjął decyzję o przekroczeniu granicy. „Tak w ciągu jednej doby znikł z widowni silny, bo do tysiąca ludzi liczący, a dobrze uzbrojony oddział, uchodząc częścią za kordon, częścią rozpraszając się po województwie lub z dowódzcami na czele wymykając się od walki, a w rannych i zabitych tracąc do stu ludzi” – konstatował Zieliński.