„Bił się w lewo, bił się w prawo/ Z różnem szczęściem, lecz ze sławą, [...] I tak walcząc w tej potrzebie Na żołnierskim chlebie/I krew przelał i dał życie, Ojczyzno, za ciebie!” – pisała Maria Konopnicka w wierszu o Kazimierzu Mielęckim. Był być może jedynym z dowódców powstańczych, który zmarł w czasie powstania, ale nie zginął w czasie bitwy czy został stracony przez Rosjan, tylko w czasie rekonwalescencji. Mielęcki ruszył do powstania niemal tuż po jego wybuchu jako jeden z pierwszych ziemian. „Obywatel polski, właściciel dóbr w Kongresówce, syn zamożnych rodziców, mąż pięknej i młodej małżonki, ojciec małych dzieci, porzucił on wszystko, aby z letargu budzącą się ojczyznę do życia powołać, aby walczyć” – pisał o nim Edmund Callier, inny dowódca powstańczy. Pierwszą bitwę stoczył już na początku lutego. Niedługo później został mianowany naczelnikiem wojennym województwa mazowieckiego. „Naznaczono Kazimierza Mielęckiego, z landwery poznańskiej, jako powstańca ukochanego przez współpowstańców” – zeznawał w śledztwie już po upadku powstania jeden z członków Rządu Narodowego. 22 marca 1863 roku podczas starcia pod Ślesinem został ranny w kręgosłup. Udało się go wyprowadzić z pola bitwy. Najpierw trafił do wsi Wąsosze, później do Góry, do majątku przyjaciela Juliana Wieniawskiego (brata słynnego skrzypka). Następnie, ponieważ był poszukiwany przez Rosjan, postanowiono przemycić go przez kordon do zaboru pruskiego. Mielęcki został przebrany za kobietę, karetą przewieziony przez granicę i umieszczony w szpitalu polowym w Mamliczu. Leczenie i rekonwalescencja trwały trzy miesiące. Mielęcki zza granicy starał się kierować powstaniem w swoim rejonie, koordynując działania oddziałów. Był w kontakcie z dowódcami, zajmował się też dostawami broni. Wbrew opiniom lekarzy i żony zaczął też jeździć konno. Podczas jednej z przejażdżek spadł z konia, uszkadzając niezaleczony kręgosłup. Zmarł w wyniku pogłębienia urazu. Miał 27 lat.