8 lat katorgi w twierdzach Syberii. Taki wyrok wydał carski sąd w sprawie 34-letniego żandarma wieszającego Stanisława Pulińskiego z miasta Kamioni. Został on wydany zaocznie, policja jeszcze długo nie mogła go odnaleźć. „Ponad cztery lata ukrywała go żona w piwnicy, wykopanej w stodole w ich zagrodzie” – czytamy w artykule Eugeniusza Niedbalskiego pt. „Ostatni powstańcy 1863 roku w Lubelskiem i na Podlasiu”. W toku późniejszego śledztwo ustalono, że w ukrywanie powstańca było zaangażowano sporo osób, w tym miejscowy burmistrz, a także sąsiedzi. Puliński czuł się na tyle pewnie, że opuszczał swoją kryjówkę, a nawet jeździł do Lublina. Przy aresztowaniu znaleziono w jego domu „bibułę”. Aresztowanego odstawiono do warszawskiej Cytadeli. Jego dalsze losy nie są znane. Nie był jedynym, którego bardzo długo musiała tropić carska policja. „W lutym 1866 r. schwytano chłopa Franciszka Sokulskiego, prawdopodobnie żandarma z oddziału J. Jankowskiego-Szydłowskiego. We wrześniu tego roku skazano go na cztery lata rot aresztanckich. Wraz z Sokulskim skazano też ludzi, którzy pomagali mu ukrywać się” – dodaje Niedbalski. Niewiele później w okolicach Chełma zatrzymany został podejrzany człowiek, który nie posiadał przy sobie żadnych dokumentów. W czasie śledztwa okazało się, że to były żołnierz z oddziału Lelewela-Borelowskiego, został skazany na 12 lat ciężkich robót. Ostatniego uzbrojonego powstańca w tym rejonie, o którym wiadomo, aresztowano dopiero w 1872 r. we wsi Oziemkówka w powiecie łukowskim. „22 czerwca pojawił się tam podejrzany osobnik, którego próbował zatrzymać sołtys wraz z kilkoma będącymi w pobliżu ludźmi. Zatrzymywany zaatakował chwytających go kawaleryjską szablą” – opisuje Niedbalski. Ciężko ranny sołtys wkrótce zmarł, pozostali 4 zatrzymujący mieli lżejsze rany. Ostatecznie jednak Błażej Kaczmarczyk został obezwładniony. Znaleziono przy nim dwa noże. Już po pierwszym przesłuchaniu okazało się, że to były urzędnik warszawskiej policji, który walczył w jednym z oddziałów, a po jego rozbiciu ukrywał się w lasach. W lesie Głosków k. Garwolina zbudował sobie ziemiankę. Przez 9 lat utrzymywał się z pracy przy wyrębie lasów i robotach drogowych, podając się za miejscowego chłopa. Karczmarczyk został odesłany do Warszawy, jego dalszy los nie jest znany.