Trudno zrozumieć sposób przeprowadzenia tej akcji. Zbigniew Padlewski – wyznaczony dzień wcześniej na wojskowego dowódcę powstania – „wydał ogólne polecenie, by wszyscy młodzi ludzie, wieku popisowego, nie nocowali w miejscu zamieszkania. Wychodzenie młodzieży zacząć się ma dnia dzisiejszego wieczorem. Pojedyncze partye wychodzić miały pod przewodnictwem dziesiętników i setników i dążyć w kierunku miejsc w danych im marszrutach wskazanych” – pisał Józef Kajetan Janowski, członek Komitetu Centralnego. Poborowi mieli wyjść z Warszawy w dwóch kierunkach: z jednej strony za Wisłę, w okolice lasów Nieporęckich, z drugiej – w okolice puszczy Kampinoskiej. Obie grupy miały podążać w stronę Modlina i wziąć udział w ataku na twierdzę, który miał rozpocząć powstanie. W założeniu ewakuacja młodzieży zagrożonej poborem do carskiego wojska Warszawy miała być tajna. Tymczasem – jak pisze Barbara Petrozolin w książce Przed tą nocą, „młodzież warszawska – w długich butach, w podróżnym ubraniu, wypełniała kościoły; tłok był wokół konfesjonałów, masowo przystępowano do Komunii. Potem w grupach przekraczano rogatki warszawskie”. „Z całą gotowością i świadomością blizkiego boju z wrogiem, z całym spokojem i przekonaniem o obowiązku względem Ojczyzny opuszczali oni progi rodzinne... Gotowali się na śmierć, bo wszyscy wychodzili z tem świętem przekonaniem i postanowieniem, że muszą zwyciężyć lub zginąć” – dodawał Janowski. Władze carskie na niemal demonstracyjne wyjście z Warszawy nie zareagowały, w czego wyniku Aleksander Wielopolski, szef rządu cywilnego Królestwa Polskiego, zarzucał później rosyjskiej generalicji rozmyślne sabotowanie branki. Z drugiej strony tego samego dnia do Warszawy zaczęły ściągać znaczne siły wojskowe, co „zdawała się zapowiadać zbliżanie się poboru”. Padlewski jednak, powołując się na swoje źródła w sztabie, twierdził, że branka odbędzie się najwcześniej 27 stycznia. W rzeczywistości została przeprowadzona w nocy z 14 na 15 stycznia.