„Padlewski raczej przypominał widmo niż człowieka” – pisał Awejde o przewidywanym wodzu powstania. Jeszcze 14 stycznia wieczorem Zygmunt Padlewski, powołując się na swoich informatorów, twierdził, że branka odbędzie się w późniejszym terminie. To nie był jedyny cios. Okazało się bowiem, że najważniejszego punktu planu rozpoczęcia powstania nie da się zrealizować. „Mrzonki o wzięciu Modlina natychmiast się rozchwiały. Rzeczywistość po raz pierwszy groźnie przemówiła” – pisał rosyjski historyk powstania Nikołaj Berg. Zdobycie twierdzy miało podbudować morale, a przede wszystkim dać powstańcom broń. Członek Komitetu Centralnego Józef Janowski wyjaśniał szczegółowo. „Układy i porozumiewania się z oficerami załogi były już prawie skończone i plan cały prawie ułożony, zupełnie niespodzianie wszystko zostało przerwane. Nie wiadomo z jakich powodów [...] dość, że nagle zmieniono znaczną część załogi i bardzo wielu oficerów tak Polaków, jak i Rosyan, z którym i teraz prowadzono układy, zabrano z Modlina i przeniesiono w inne miejsca”. Plany trzeba było zmienić. „Dla zapewnienia powstaniu w pierwszej chwili powodzenia – tłumaczył Janowski – należało koniecznie starać się o opanowanie jednego przynajmniej ważniejszego punktu w kraju”. Padło na Płock, gdzie „organizacya była najsilniejszą”. W tym kierunku miał się udać Padlewski. Wcześniej spotkał się jednak z komisarzem województwa podlaskiego i swoim uczniem ze szkoły wojskowej w Cuneo. Roman Rogliński przyjechał do Warszawy, nie dowierzając, „by taki rozkaz dany był na serio”. „Co czynisz, czy nie rozumiesz, że rozbiją nas w puch, że nie mamy ani sił, ani oręża? Czyż nie wykładałeś nam w Cuneo, że tylko żołnierz z dobrą bronią zwycięża?!” – pytał Padlewskiego. Ten odrzekł: „Stało się! Spiesz z powrotem. Jeżeli Bóg da, zwyciężymy! Niepodobna, by Europa pozwoliła nam zginąć. Bywaj zdrów! Być może ostatni raz się widzimy, lecz pamiętaj, cośmy przysięgali – iż nie cofniemy się”. Tego lub następnego dnia Padlewski też wyruszył z Warszawy w kierunku Płocka.