Płock miał być najważniejszy. Po zdobyciu miasta miał do niego przybyć rząd powstańczy i ujawnić się. Plan był wykonalny, przyznawał to nawet rosyjski historyk powstania Nikołaj Berg: „Było by to nawet możliwe, gdyby w oddziałach zebranych w okolicach Płocka, a o których władze rządowe nic nie wiedziały, panował jakikolwiek ład i porządek, i gdyby one potrafiły działać wspólnie”. W mieście stacjonował stosunkowo niewielki garnizon liczący ok. czterystu żołnierzy, dodatkowo dowódca na wieść o zbierających się „dzieciach warszawskich” – jak nazywał uciekinierów przed branką – sporo sił rozesłał na zwiady. „W ten sposób pozostała w Płocku sotnia kozaków, jedna kompania piechoty liniowej i inwalidzi. Wysłane kolumny błądziły od wsi do wsi, od miasteczka do miasteczka, na próżno szukając powstańców” – pisał Berg. 22 stycznia jeden z tych oddziałów stoczył bitwę we wsi Ciołkowo, pierwsze opisane starcia zrywu. Doszło do walki wręcz, w której Polacy zabili ponad czterdziestu Rosjan, w tym dowódcę ciosem siekierą w głowę. Atak na Płock był jednak nieudany, choć w sumie wokół miasta zgromadziło się ok. tysiąc powstańców. Siły konspiratorów zostały osłabione przez wcześniejsze prewencyjne aresztowania. Około północy na miasto uderzył dowódca województwa płockiego Konrad Błaszczyński „Bończa” na czele osiemdziesięciu ludzi. Ruszyli też powstańcy z mieście. Źle przygotowany atak na koszary załamał się pod ogniem przeciwnika, podobnie jak natarcie na stanowisko weteranów. Powstańcy rozbiegli się, następnego dnia wielu zostało aresztowanych. Do walki o Płock nie włączył się Zygmunt Padlewski, przewidywany na wodza całego powstania. Nie ma pewności, z jakiego powodu. Nie doszły też do skutku uderzenia na mniejsze miasta: Maków, Przasnysz i Lipno. Atak na Płońsk, do którego doszło dzień później, zostało odparte.