Faustyna Morzycka na patriotyzm została niejako skazana. Urodziła się w celi więzienia w Tambowie, w głębi Rosji, w drodze na zesłanie. Jej ojciec Julian został skazany, za udział w powstaniu styczniowym. Na tułaczkę ruszyła z nim ciężarna żona, Maria. Dobrowolnie dołączyła też siostra Faustyna, która później mocno zaangażowała się w patriotyczne wychowanie „Siłaczki”. Po kilku latach i ogłoszeniu amnestii Maria wraz z córką wróciła do Polski. Następnie Faustyna ukończyła prywatną pensję w Warszawie i otrzymała patent nauczyciela. Zajęła się konspiracyjną pracą oświatową, prowadząc tajną szkołę dla chłopskich dzieci – najpierw w okolicach Nałęczowa, później na Mazowszu. „Pragnieniem moim jest roznieść w tej okolicy nieco światła, bo wierzę w olbrzymią potęgę oświaty, przez nią nie tylko pojedynczy ludzie, ale i całe narody wznoszą się na szczyt największej chwały, pod wpływem zaś ciemnoty opadają na dno najmroczniejszych przepaści” – mówiła wiele lat później otwierając jedną z placówek. W Nałęczowie poznał ją Stefan Żeromski, który został zatrudniony przez ziemianina z sąsiedztwa w charakterze guwernera. „O cztery wiorsty stąd mieszka Faustyna Morzycka (…) chciała zostać nauczycielką ludową … Dziwna rzecz! Same nowele w ręce włażą z życia czerpane” – pisał w „Dziennikach”. Na początku XX w. Morzycka zaangażowała się działalność konspiracyjną ruchu socjalistycznego. Angażowała się też w działalność konspiracyjną. W 1907 r. została członkiem PPS-Frakcji Rewolucyjnej, rok później została aresztowana za pomoc zbiegom z więzienia na Zamku Lubelskim. W areszcie spędziła 5 tygodni. Zwolniona dzięki staraniom rodziny wyjechała do Krakowa. Tam zgłosiła się do Organizacji Bojowej, przeszła kurs rzucania granatem i wzięła udział w zamachu terrorystycznym w Warszawie na gen. Lwa Uthoffa – wysokiego carskiego urzędnika. Zamach był nieudany, bo generał chwilę wcześniej opuścił samochód, za to zginęło kilku przypadkowych przechodniów. Zamachowcy zbiegli, ale Morzycką gnębiły wyrzuty sumienia. Po powrocie do Krakowa w nocy z 25 na 26 maja 1910 r. popełniła samobójstwo zażywając cyjanek potasu. Pozostawiła list. „Pozwalam sobie na rozkosz nieprzeżywania już nikogo z ukochanych. Gdy mnie wyrzucono z miejsc najmilszych, oderwano od pracy najodpowiedniejszej, stało się to, czego ja sama nigdy się nie spodziewałam. Życie nadto ciąży”. Miała 45 lat.