Podczas formowania Oddziału Lwowskiego mnóstwo było entuzjazmu i uniesień. „Przez srebrną wstęgę rzeki, przez koronki krzewów patrzyliśmy na chłopców naszych, nie bardzo umundurowanych ni uzbrojonych. Bronią wtedy była bezmierna miłość do Ojczyzny, zapał i odwaga. Nad czołem błyszczał u każdego srebrny orzełek, ale świetniejszym blaskiem płonęły ochy i czoła… »Jeszcze Polska nie zginęła!«, zaśpiewali potężnym chórem, a potem w marszu: Co to za gwar” – wspominała jednak z powstańczych kurierek. Nie obyło się jednak bez opóźnień – głównie z powodu niezdecydowania gen. Józefa Wysockiego, naczelnika wojskowego ziem ruskich – i problemów organizacyjnych. Dowódcą oddziału mianowano mjr. Jana Żalplachta ps. Zapałowicz. Ten były oficer armii austriackiej miał już doświadczenie w walkach powstańczych. Był dowódcą batalionu w partii płk. Jana Czachowskiego.
Pierwotnie Oddział Lwowski miał iść na Wołyń, ostatecznie zdecydowano jednak, by wsparł powstanie w lubelskim. Powstańcy przekroczyli kordon graniczny 13 maja. Ich siły szybko się powiększały – z partią „Zapałowicza” łączyły się inne powstańcze oddziały. W przeddzień bitwy oddział liczył ok. tysiąc powstańców. 18 maja Polacy wkroczyli do miasteczka Tyszowce, uroczyście witani przez mieszkańców, a przez księży – jak pisał świadek – „sowicie skropieni wodą święconą”. Już jednak następnego dnia „Zapałowicz” na wieść o nadciągających Rosjanach nakazał ewakuację – chciał uchronić miasto przed nieprzyjacielem. „Osiągnąwszy las, obsadził oddział Zapałowicza tyralierami całe prawe skrzydło, a kompania Wiśniowskiego i strzelcy Czerwińskiego obsadzili lewy brzeg lasu [...] kolumny moskiewskie, rażone celnym ogniem tyralierów, trzymały się na odległość 1500 kroków od lasu, nie podsuwając się dalej” – pisał Stanisław Zieliński w Bitwach i potyczkach 1863–1864. W bitwie zginęło czterech powstańców. „Zapałowiczowi” nie udało się jednak uciec z okrążenia. Następnego dnia doszło do kolejnej bitwy, a Oddział Lwowski został rozbity.