Prusy od dłuższego czasu z niepokojem przyglądały się „polityce pojednania” Polaków i Rosjan w Królestwie Polskim. „Że myśmy nie życzyli powodzenia, a utrudniali dzieło Wielopolskiego, to łatwo zrozumieć, lecz że go Polacy nie poparli, to się nigdy nie da wytłumaczyć” – mówił później Otto Bismarck, który w 1862 roku został nowym szefem rządu w Berlinie. Wybuch powstania wymusił energiczne ruchy. Już pięć dni po jego rozpoczęciu dowódcy wojskowi wystąpili z inicjatywą skoncentrowania wojsk na granicy prusko-rosyjskiej. Dwa dni później król pruski podpisał odpowiedni dekret. „Rozpuszczano też fałszywe, paniczne wieści o rozwoju powstania w przyległych do Prus rejonach. Żadne wojskowe względy nie uzasadniały takiej demonstracji – chodziło o okazanie siły: naprzód wewnętrznej opozycji, następnie Polakom, na koniec także Rosji” – pisał prof. Stefan Kieniewicz w monografii o powstaniu styczniowym. Już 30 stycznia Bismarck zaproponował podjęcie rozmów w Petersburgu na temat zwalczania polskich ruchów. Te nie trwały długo, bo Aleksander II był zwolennikiem powrotu do dawnej współpracy zaborców. 9 lutego podpisano został układ o wzajemnej pomocy przeciw powstańcom. Bismarck był zachwycony – dyplomatom angielskim i francuskim oświadczył, że gdyby Rosjanie mieli opuścić Królestwo, wojska pruskie natychmiast je zajmą, bo nie mogą dopuścić do przywrócenia niepodległej Polski. Prusko-rosyjski układ potępili przywódcy pruskiej opozycji. W trakcie debaty parlamentarnej apelowali o zachowanie przez państwo neutralności wobec powstania, nie szczędząc przy tej okazji słów sympatii dla Polski. Sojusz Berlina i Petersburga wysoce zaniepokoił natomiast Francję i Anglię, spowodował też zmianę w podejściu tych państw do samego powstania. Minister spraw zagranicznych Francji oświadczył nawet, że konwencja może zmusić jego kraj do „zmiany obserwowanej dotąd raczej niechętnej postawy wobec niepokojów polskich”. W kolejnych miesiącach państwa zachodnie rozpoczęły interwencję dyplomatyczną w sprawie Polski.