Wybuch granatu początkowo nie wydał mu się specjalnie groźny. „Naraz czuję jakby silne uderzenie kijem w nogę, nawet niezbyt bolesne, ale mnie od razu powaliło na ziemię. Leżę więc na piasku […] bez bólu, bez władzy i możności ruchu” – wspominał. Chmielowski właśnie wracał od dowódcy z rozkazem dla oddziału jazdy. Wybuch granatu rozszarpał konia, a jego ranił w nogę. Przyszły zakonnik walczył w powstaniu praktycznie od początku. Po rozbiciu oddziału gen. Mariana Langiewicza przekroczył granicę austriacką i został internowany, ale uciekł z więzienia i wrócił do walki. Bitwa pod Mełchowem, do której doszło 30 września, była jego ostatnią. Z pola walki znieśli go koledzy. Później miał szczęście. Rosjanie często dobijali rannych – on trafił w ręce strzelców finlandzkich, którzy zawieźli go do polowego szpitala. Tam okazało się, że „trzeba nogę koniecznie amputować, aż za kolano”. Operację należało przeprowadzić natychmiast. „A więc zaczynajcie” – odpowiedział i poprosił o cygaro. To było jedyne „znieczulenie”. Ponoć z bólu cygaro połknął. Nie ma pewności, jak uniknął skazującego wyroku za udział w powstaniu. Być może uratował go młody wiek – miał ledwie 18 lat. Pomogło też działania rodziny i przyjaciół; „dzięki wstawiennictwu przyjaciół u gubernatora rosyjskiego, odesłano rannego do krewnych, którzy [następnie] wysłali go potajemnie do Paryża” – wspominał ks. Czesław Lewandowski, który spisał żywot późniejszego brata Alberta na podstawie relacji samego bohatera. We Francji Chmielowski zakupił specjalną protezę. Po amnestii wrócił do kraju. Rozpoczął studia malarskie i z czasem stał się jednym z najbardziej znanych polskich malarzy. Przełomowym okazał się jego obraz Ecce Homo – postaci zmaltretowanego Jezusa. We wrześniu 1880 roku wstąpił do zakonu jezuitów, a później franciszkanów, co było zaskoczeniem dla jego rodziny i przyjaciół. Malarz Leon Wyczółkowski uznał to za „salto mortale”. Chmielowski zaczął się zajmować nędzarzami i bezdomnymi. W 1887 roku przywdział habit i przyjął imię Albert. Założył zgromadzenia albertynów i albertynek. Zmarł w wieku 71 lat. W latach osiemdziesiątych XX wieku został ogłoszony świętym Kościoła katolickiego.
Na zdjęciu Adam Chmielowski (znany również jako święty Brat Albert) Fot. NN, NCK/Wikimedia Commons