To był przełomowy moment dla powstania, a szczególnie jego władz. „W dalszym ciągu działań służby policyjnej osiągnięto znowu ważne rezultata co do knowań stronnictwa bezrządu mianującego się już to rządem narodowym, już to organizacją narodową. (…) Zatrzymany został na Nowym Świecie Jan Ławcewicz (...) Z znalezionych przy nim oraz z zabranych jednocześnie w jego mieszkaniu w czasie rewizji papierów wykazuje się, iż tenże należał do nader czynnych ajentów policji podziemnej”. Ławcewicz był rzeczywiście dla powstańczych władz osobą ważną. Był podwładnym Józefa Janowskiego, który z krótkimi przerwami w rządzie było od samego początku zrywu. „Mój sekretarz Ławcewicz znał system doskonale i nawet lepiej ode mnie” – pisał w pamiętniku. Ławcewicz młodość spędził w Suwałkach, za przynależność do organizacji konspiracyjnych został zesłany do Rosji, wrócił po 4 miesiącach. Przeniósł się do Warszawy i zaczął pracować jako urzędnik. Do organizacji narodowej wciągnięty został w kwietniu. W śledztwie twierdził, że do wejścia do konspiracji skusiła go obietnica 30 rubli zasiłku miesięcznego. „Stąd moja moralna obrona, że znalazłem się w tej sprawie znaglony, wepchnięty trudnym położeniem i rzeczywistą biedą”. Dla Komisji Śledczej stał się jednym z najcenniejszych świadków. Już po kilkunastu godzinach wydał Janowskiego, który jednak zdążył się ukryć. Jak twierdził później był na początku śledztwa torturowany. „Inkwirent zaczął mnie się pytać, a kiedy stałem przy swoim zeznaniu, kazał mnie bić. Rozebrano mnie, położono na ławkę, dwóch żołnierzy trzymało mnie za głowę i ręce, dwóch za nogi, a dwóch katowało. Bili mnie tak do 4-tej godziny” – pisał później. „Czy i jakimi męczarniami policja jeszcze na Pawiaku zmusiła Ławcewicza do pierwszych zeznań, to rzecz inna. Dość na tym, że on jeden został wyróżniony, czyli dostał odznaczenie, jakim rząd moskiewski rozporządzać mógł dla zdrajców, tj. pieniądze, a zatem on pierwszy wydał organizację” – pisał prof. Adam Szelągowski. Śledczy wykorzystują go do konfrontacji z innymi zatrzymanymi członkami władz. W związku z tym raport końcowy Tymczasowej Komisji Śledczej z 14 maja zalicza go do tych oskarżonych, którzy „przyczynili się do odkrycia głównych przywódców buntu”. Ławcewicza sąd potraktował łagodnie – wraz z rodziną został zesłany do Kurska w Rosji. Do tego namiestnik kazał mu wypłacić 400 rubli.