„Zdaje mi się, że popołudniu przyszedł do mnie Awejde, przyniósł odpowiedź nowego Rządu, formalną, opatrzoną pieczęcią, na nasz list zbiorowy[...]. Jednocześnie Awejde oddał mi list, także urzędowy, z pieczęcią, zapraszający mnie na posiedzenie rządu dnia 29 go maja. Takie samo zaproszenie otrzymał Awejde” – pisał o tych dniach członek obalonego rządu Józef Jankowski. Przewrotu dokonali Czerwoni, którym nie podobał się zbyt duży wpływ konserwatywnych Białych na władze zrywu. Przeprowadzony 24 maja zamach był bezkrwawy – spiskowcy po prostu zagarnęli pieczęcie Rządu Narodowego – jak pisze Jankowski – „jedyny widomy znak władzy”. Kolejnego dnia do członków obalonych władz zapukali przedstawiciele spiskowców. „Otworzyłem drzwi, w których ujrzałem jakiegoś młodego człowieka z dużą czarną brodą, wzrostu średniego i w bardzo ciemnych okularach. Ten, nie pytając mnie o nic, wręczył mi zapieczętowaną kopertę, do mnie adresowaną [...]. Był to anonimowy rozkaz, bym »pod karą śmierci opuścił Warszawę w przeciągu 24-ech godzin«. [...] »A więc powiedz pan temu, który cię przysłał, że krokiem z Warszawy nie ruszę i że możecie nawet w tej chwili mnie zabić. Żegnam« [...]. Skłonił się i wyszedł” – relacjonuje Jankowski. Obalony rząd zdecydował, że ustąpi dobrowolnie, gdy otrzyma informacje o nowym składzie. Zamachowcy mający ogromny problem ze sformułowaniem nowych władz, zmienili front i zaprosili Jankowskiego i Oskara Awejde na posiedzenie gabinetu. „Poszliśmy razem na owo posiedzenie. [...] Zmiarkowaliśmy od razu, że rząd się jeszcze nie uformował” – wspominał Jankowski. Dwa dni później obaj otrzymali urzędowe zawiadomienie o powołaniu na członka Rządu Narodowego i nominacje przyjęli. Władze nie przetrwały długo. W pierwszej połowie czerwca wszyscy członkowie rządu podali się do dymisji.