Niezbyt często zdarzało się, by oddziały powstańcze koncentrowały się w jednym miejscu. Tym razem jednak „celem lustracyi oddziałów operujących w danej chwili w obwodach radzyńskim, łukowskim i lubelskim, wezwał je pułkownik Michał Hejdenreich (Kruk) do stawienia się w okolicach Łęcznej” – pisał Stanisław Zieliński w Bitwach i potyczkach 1863–1864. W sumie w okolicy pojawiło się cztery partie, według Zielińskiego liczące niemal 1500 powstańców. Za jednym z oddziałów Tomasza Wierzbickiego, który kilka dni wcześniej pod Polichnem urządził udaną zasadzkę i rozbił silny carski oddział, podążała duża kolumna rosyjska –ok. tysiąc żołnierzy. „Nieprzyjaciela, który śmiało szedł przeciw Wierzbickiemu, nie wiedząc o owych innych oddziałach, postanowił Kruk zaatakować na trakcie z Łęcznej do Parczewa” – pisał Zieliński. Bitwa rozpoczęła się nad ranem, a pułapka się nie udała. „To nieprzyjaciel zaatakował Wierzbickiego. Wierzbicki z tej strony nie spodziewając się moskali [...]. W Kaniej Woli spotkał się w opłotkach wsi z kartaczami, którymi go przywitali moskale na dosyć bliską odległość w ściśniętą kolumnę i rozbili go; piechota wyłamała płoty i rozbiegła się” – dodawał Zieliński. Wierzbicki został ranny w nogi i wyprowadzony z pola walki. „Gdy tak się ucierał oddział Wierzbickiego, 1200 ludzi stało bezczynnie, boć to miała być zasadzka, planowana przez Kruka, w którą atoli moskale właśnie z powodu nieświadomości nie weszli byli i zamiast być atakowanymi sami, stali się atakującymi”. Wszystkim oddziałom udało się natomiast wycofać. „W bitwie tej, która powinna była stać się zwycięstwem, stracili Polacy około 30 zabitych i tyluż rannych” – reasumował autor Bitew i potyczek 1863–1864.