„Nie szarpcie mnie panowie […)] jestem ksiądz Mackiewicz” – miał rzucić do Rosjan, którzy zauważyli go ukrytego w lesie pod gałęziami. Żołnierze wpadli na ślad jednego z bohaterów powstania na Litwie przypadkowo. Mackiewicz przystąpił do zrywu w marcu i jako jeden z niewielu dowódców na Żmudzi walczył do listopada. Początkowo przyłączył się do gen. Zygmunta Sierakowskiego, a po rozbiciu jego zgrupowania walczył na czele własnego oddziału. Jego wytrwałość podkreślali wszyscy kronikarze czy historycy powstania. „Jeden tylko ksiądz Antoni Mackiewicz, ze zdumiewającą wytrwałością i uporem, prowadził dalej walkę. Okazał on wiele gorącego patriotyzmu i talentu wojskowego; napadany, ścigany jak dziki zwierz umiał się wymykać nieprzyjacielowi i nigdy rozbić się nie dał” – pisał powstaniec i historyk zrywu Walery Przyborowski. Od czerwca oddział księdza stoczył ponad 30 potyczek, wiele z nich przegrywając. Mackiewicz został też komisarzem województwa kowieńskiego. Ostatnie starcie stoczył 26 listopada. „Przemykając się z częścią oddziału z Poniewieskiego do Kowieńskiego, Mackiewicz, dopadnięty przez pułkownika Goriełowa, […] został rozbity. Czterdziestu powstańców miało poledz” – pisał Stanisław Zieliński w Bitwach i potyczkach 1863–1864. Po tej klęsce Mackiewicz zdecydował się rozpuścić oddział. Zapowiedział, że wróci wiosną, by podjąć walkę, sam natomiast postanowił przebić się do Francji, aby zorganizować broń i zaopatrzenie. W drogę wybrał się z dwoma oficerami. Zostali przypadkowo zauważeni przez kilku rosyjskich żołnierzy w przydrożnej karczmie. Mackiewicz próbował jeszcze uciekać, ale w mrozie i śniegu przeszedł zaledwie ok. kilometra. O pochwyceniu dowódcy niezwłocznie został powiadomiony Murawjow. Generał-gubernator Litwy nakazał natychmiast postawić go przed sądem, ten zaś w Wigilię skazał go na śmierć. Ksiądz Mackiewicz został powieszony cztery dni później.