„14 oddziałów i ok. 10 tys. ludzi” – taką informację przekazał gen. Ignacy Kruszewski brytyjskiemu agentowi przybyłemu do Krakowa. Takie oddziały miały być właśnie organizowane w Galicji, by wspomóc powstanie w Królestwie. „Rzeczywistość była skromniejsza, zarówno co do liczby oddziałów, jak i ich wartości bojowej” – podsumowywał prof. Stefan Kieniewicz w monografii powstania. Biali formujący partie nie wyciągnęli wniosków z klęski pierwszego desantu. Czterystuosobowy, świetnie wyposażony i uzbrojony oddział pod dowództwem doświadczonego wojskowego Leona Czachowskiego wkroczył do powiatu zamojskiego w marcu. Po kilku starciach i dziesięciu dniach wycofał się jednak z powrotem za granicę, a broń zarekwirowali Austriacy. Jak pisał Kieniewicz, krakowski Wydział Wojny „nie miał żadnego planu działania: mianował dowódców, dostarczał broń i wyposażenie i wypuszczał za granicę”. Tak było z oddziałem płk. Józefa Grekowicza, który przekroczył granicę 3 kwietnia. Liczył on ok. 250 osób. Do pierwszej bitwy doszło pod Szklarami. Powstańcy „zajmowali silną pozycyę nad lasem, będąc w części zakryci kamieniołomami, a oddzieleni od przeciwnika głębokim jarem” – pisał Stanisław Zieliński w Bitwach i potyczkach… Po kilkugodzinnej strzelaninie „strzelcy, pod dowództwem Francuza żuawa, z bagnetem w ręku uderzyli na tę część, która zajmowała chaty i po zaciętej walce wyparli ją z tych stanowisk”. Rosjanie rozpoczęli odwrót, który zmienił się w ucieczkę. Polacy odparli też atak innego rosyjskiego ugrupowania. „Bitwa miała przebieg pomyślny; tymczasem Grekowicza trzymającego się po »galicyjskiej« stronie, aresztowali Austriacy. Jeden z jego podkomendnych dał wtedy rozkaz odwrotu i cały oddział rozbiegł się w popłochu” – podsumowuje Kieniewicz. Według powstańca i historyka zrywu Walerego Przyborowskiego powstańczy dowódca został postawiony przed sądem, „lecz ten Grekowicza uniewinnił”. Podobnie kończyły się wyprawy kolejnych oddziałów wysyłanych z Galicji.
fot. Ignacy Kruszewski; po 1879; Biblioteka Narodowa