Ówczesne gazety nazywały go „jedną z najpiękniejszych postaci powstania”. Powstaniec i kronikarz zrywu Walery Przyborowski zaliczał go to grupy dowódców„najwybitniejszych, najdzielniejszych i bądź co bądź fachowych”. „Młody człowiek, 30 do 32 lat liczący, pięknego wzrostu, brunet, śniadej twarzy, z bródka żuawską” – informowała w jego nekrologu „Gazeta Narodowa”. Marecki mimo młodego wieku był żołnierzem doświadczonym. Już jako 15-latek walczył na Węgrzech w czasie Wiosny Ludów. Później służył w armii austriackiej – zapewne wcielony siłą, a po dezercji wstąpił do wojsk tureckich. Walczył też w powstaniu na Kaukazie. Następnie wstąpił do legionów Giuseppe Garibaldiego. „Już biłem się za Niemców, za Turków, za wolność Czerkiesów i Włochów, nawet za Murzynów walczyć będę, jeżeli tylko o wolność idzie – lecz w Ojczyźnie umrzeć sobie życzę” – mówił. Do powstania przebijał się z terytorium Turcji (patrz artykuł z 15 lipca 1863). Po rozwiązaniu oddziału przedarł się do Królestwa. Pierwszy oddział zaczął formować w sierpniu. Jesienią pełnił funkcję naczelnika wojskowego województwa lubelskiego. Jego oddział charakteryzował się dużą aktywnością i lotnością. 22 stycznia jego 60 osoby oddział zaatakował Kozaków i doprowadził do ich ucieczki z miejscowości Chłaniowa. Następnie próbował zgubić tropy – forsownym 48 godzinnym marszem. Około 10 rano we wsi w pobliży Krasnegostawu rozkazał rozsiodłać konie, a żołnierze rozłożyli się w tamtejszej owczarni. Powstańcy nie odpoczywali długo. „O godz. 11 padł strzał od strony Krasnegostawu i wraz z pikietą byli już kozacy i dragoni przy folwarku. Bezzwłocznie obstąpili owczarnię i podpalili ją. Wtedy ochotnicy polscy wypadając pojedynczo z końmi z owczarni, przebijali się przez Moskali. Wiele koni urwało się i popędziło za swoimi w las, który zaczynał się o niespełna tysiąc kroków od folwarku. Uratowało się może ze 35 konno, reszta pieszo wymykała się ku lasowi” – relacjonowała ówczesna prasa. Wśród uciekających był też Marecki. „Biegnąc pieszo ku lasowi wołał o konia. W prawej rewolwer, na poręczu lewej futro niedźwiedzie trzymając, spotkał się z dragonem, który mu chciał drogę od lasu zastąpić. Marecki strzela trzy razy i chybia. Równocześnie z lasu pada kilka strzałów na dragona i także chybiają. Wtedy dragon najeżdżając pieszego, strzałem pistoletowym przeszywa mu bok prawy i równocześnie tnie w głowę” – pisały gazety. Nie ma pewności kiedy nastąpiła śmierć. Według niektórych przekazów Marecki zginął od razu, inne mówią, że skonał od ran wieczorem, lub po godzinie.