To miała być kolejna – tym razem wreszcie udana – powstańcza wyprawa z Galicji. By wspomóc gen. Zygmunta Jordana, Rząd Narodowy nakazał, aby do Królestwa wyruszyło kilka oddziałów powstańczych. Jedną z tych partii dowodził płk Konrad Błaszczyński ps. Bończa. Nie wiedział on, że jest śledzony przez silny oddział rosyjski. Gdy carski dowódca dowiedział się, że powstańcy planują dotrzeć do miejscowości Góra, urządził na nich zasadzkę. „Zbliżający się oddział powstańczy przyjęli ukryci w życie moskale rzęsistym ogniem; Bończa, który niezdrów będąc, jechał na wózku, zerwał się i rozkazał dwu pierwszym plutonom, złożonym z włościan, zuchwałą szarżą wyprzeć moskali z błota. Atoli plutony, prażone rzęsistym ogniem, poczęły się chwiać” – opisywał przebieg starcia Stanisław Zieliński w Bitwach i potyczkach 1863–1864. Wówczas „Bończa” postanowił poprowadzić atak jazdy. „Widzą moich dragonów goniących kozaków, którzy do dworu uciekali, wtem ze stodoły sypnął się na nich rotowy ogień piechoty, od którego kilku ich spadło z koni – nasi cofają się nazad, a za nimi gonią znów kozacy [...] słyszę, jak Bończa komenderuje: Pierwszy szwadron za mną – marsz, marsz. Walczyliśmy pięknie, jak na polskie dzieci przystało” – relacjonował uczestnik bitwy. Bończa został dwukrotnie ranny, jednak udało się go wynieść z pola bitwy, podobnie jak innych poszkodowanych. „Do Lubczy przywieźli przeszło 15 rannych powstańców – wspominał świadek bitwy – przeważnie ranionych pałaszami, który dr Zawrański opatrywał i plecy zszywał igłą, a oni siedzieli okrakiem na krzesłach i tylko zęby zaciskali, paląc papierosy”. Rosjanie rozbili także inny oddział podążający w kierunku nakazanej koncentracji, klęskę poniósł też gen. Jordan –20 czerwca uległ Rosjanom pod Komorowem i wycofał się z powrotem za granicę austriacką