To była niezwykle głośna ucieczka. Choć nie miała nic wspólnego z udziałem w powstaniu, czy kwestiami politycznymi. „Uciekł z Warszawy d. 13 Października 1864 r. za legalnym paszportem i przepadł jak kamień w wodzie” – pisał o tym Walery Przyborowski, powstaniec i historyk zrywu. Salwian Jakubowski, a właściwie Saul ben Jakub pochodził z ubogiej rodziny żydowskiej z Wieruszowa. Urodził się w 1807 r. Swoją karierę rozpoczynał jako chłopiec na posyłki. Szybko jednak zaczął się dorabiać. W wieku 18 lat przeszedł na katolicyzm, a następnie poślubił córkę bankiera i przemysłowca, a także innego neofity Marurycego Koniara. Wówczas też zaczął prowadzić kantor loterii. Stopniowo rozszerzał działalność, był m.in. współdzierżawcą hut w Królestwie Polskim, czy dostawcą surowców do zakładów rządowych. W 1835 r. przyznano mu szlachectwo. Już w latach czterdziestych stał się jednym z najbogatszych Warszawiaków. Był członkiem różnych komitetów opiekuńczych, a także ofiarował dla budowanego właśnie kościoła Karola Boromeusza „wytwornej roboty” kazalnice, odlaną w jego zakładach przemysłowych w Chlewiskach. Od 1852 r. prowadził własny kantor bankierski. „Przez kilka lat z rzędu operując w kraju, zarabiając ogromne sumy na najrozmaitszych przedsiębiorstwach, należąc prawie do wszystkich większych finansowych lub przemysłowych przedsięwzięć, rzutki, czynny, ruchliwy, zdolny niepospolicie finansista, potrafił sobie wyrobić tak wielkie zaufanie w kraju, że mnóstwo kapitałów, zwłaszcza drobniejszych składano w jego ręce, a od których to kapitałów płacił on niezwykle wysokie odsetki i tym sposobem wabił do siebie wszystkich ludzi niedoświadczonych a chciwych zysków” – pisał Przyborowski. Grunt zaczął mu się palić pod nogami w czasie powstania. Królestwo zrujnowały działania wojenne, a także różnego rodzaju kontrybucję. Niepewna sytuacja powodowała też strach przed ewentualnym inwestowaniem. „Wieść o bankructwie i ucieczce Jakubowskiego zrobiła w Warszawie ogromne, przygnębiające wrażenie. Tłumy ludzi, drobnych kapitalistów, emerytów, którzy oddali swe oszczędności, wdów, które powierzyły oszustowi swe drobne kapitały, obiegły wspaniałe i puste teraz biura bankruta” – pisał Przyborowski. Według autora „Ostatnich chwil” długi bankruta wyniosły 11 mln zł. Dalsze losy Jakubowskiego nie są znane.