Pewnie wiedział Romuald Traugutt, że słowa te nie znajdą wielkiego posłuchu w Europie. „Przyciśnieni całą potęgą zaprzysięgłych wrogów naszych, odzywamy się do Was, Ludy i Rządy Europy, a odzywamy się nie głosem błagalnym i żebraczym, ale słowami przypominającym i wam wspólność celów i wspólność obowiązków naszych. Nie przystoi jęczeć i błagać temu, kto występuje w imię obrażonych i podeptanych najświętszych praw ludzkości, kto z niezachwianą wiarą w Najwyższą Sprawiedliwość, bezbronny prawie przeszło od roku walczy z rozwścieklonym wrogiem, nie zważając na liczbę i siłę zbrojnych band jego, ale na świętość swej sprawy i bronionych przez siebie zasad” – pisał w odezwie. Dyktator powstania zdawał sobie zapewne sprawę, że upadek powstania jest bliski. W Warszawie od kilkunastu dni niemal codziennie dochodziło do aresztowań członków Rządu Narodowego, w kraju walczyło coraz mniej oddziałów, upadły też ostatecznie nadzieję na interwencje mocarstw zachodnich. „Traugutt także wyśpiewał ostatni swój tren łabędzi. Dnia 18 marca 1864 roku wydał i ogłosił ‘Odezwę Polaków do Europy’, i oczekiwał, kiedy go zaaresztują” – pisał Mikołaj Berg, rosyjski dziennikarz i kronikarz zrywu. Odezwa była więc zapewne czymś w rodzaju testamentu wodza zrywu. „Polska istnieć będzie, bo istnienie jej dla postępu ludzkości nie tylko jest potrzebnym, ale i koniecznym; czas zmiłowania Bożego nad nią, jak mocno ufamy, już niedaleki, a ci, którzy teraz pod przemocą jęczą, tylko razem z Polską trzymając się, swobodę swą odzyskać mogą. Każdy zaś, kto rękę nam poda, wesprze słuszność i prawo przeciw gwałtowi i bezprawiu, stanie po stronie prawdziwej wolności w walce przeciw despotyzmowi i anarchii” – dodawał. Traugutt został aresztowany w nocy z 10 na 11 kwietnia. Sąd skazał go na śmierć przez powieszenie. Wyrok wykonano na stokach Cytadeli 5 sierpnia 1864 r.