Mogło by się wydawać, że śmierć duńskiego władcy ma niewielki wpływ na sprawę polską. A jednak. „Wypadek ten stał się sygnałem odnowienia starego sporu pomiędzy Związkiem Niemieckim a Danią o Szlezwik i Holstein – dwa księstwa przynależne do Danii, a zamieszkałe w większości przez Niemców. W konflikt włączył się Bismarck, poszukujący w zewnętrznych sukcesach wyjścia z zatargu z własnym parlamentem. W obronie praw ludności niemieckiej wystąpiły łącznie Prusy z Austrią” – pisał prof. Stefan Kieniewicz w monografii Powstania Styczniowego. W styczniu 1864 r. wojska obu tych państw wkroczyły do Holsztynu, a w lutym do Szlezwiku. Sytuacja międzynarodowa komplikowała się. W obroni Danii gotowe były wystąpić Rosja i Anglia, ale obie miały związane ręce – Rosja powstaniem w Kongresówce, Anglia nie mogła zaś niczego zdziałać bez pomocy francuskiej. Konflikt na Zachodzie wisiał w powietrzu, tym bardziej że Włochy ostrzyły sobie zęby na kolejną wojnę z Austrią o Wenecję. W tej sytuacji Francji tym bardziej zależało na utrzymaniu w ręku karty polskiej. Francuski minister spraw zagranicznych pod koniec grudnia „wypytywał troskliwie, czy przetrwamy przez zimę”, pisał książę Władysław Czartoryski, agent dyplomatyczny Rządu Narodowego. W raportach dodawał, że „cesarz Napoleon wielką do powstania naszego przywiązuje wagę i na nim opiera przyszłe kombinacje polityczne”. Jeszcze zimą Czartoryski był przekonany, że konflikt europejski musi wybuchnąć. „Nie ma obawy, aby która bądź z tych kwestii jakąś wojnę zlokalizowaną lub specjalnymi konferencjami załatwić się dała, dopóki my z orężem w ręku swych praw się dopominamy” – pisał do grupy polskich ziemian pytających, czy warto nadal toczyć walkę zbrojną. Powstanie przetrwało do października 1864 r., choć po aresztowaniu dyktatora Romualda Traugutta w walce pozostały tylko pojedyncze oddziały. Konflikt zbrojny w Europie nie wybuchł.
Na obrazie z 1861 roku Fryderyk VII, mal. Johan Vilhelm Gertner