„Wszelkie dotychczasowe istniejące władze cywilne i wojskowe jakiegokolwiek pochodzenia niniejszym dekretem rozwiązuję” – napisał Marian Langiewicz w pierwszym piśmie po objęciu dyktatury powstania. Tym samym rozwiązał Tymczasowy Rząd Narodowy, zawiązany na początku powstania. O to głównie chodziło Białym, którzy, podstawiając fałszywego pełnomocnika rządu, przekonali generała do objęcia władzy. Zamierzano powołać Rząd Narodowy Cywilny z gen. Józefem Wysockim, dyrektorem Wydziału Wojny, Leonem Królikowskim, szefem spraw wewnętrznych, księciem Janem Lubomirskim od spraw zagranicznych oraz nieznaną osobą jako ministrem skarbu. „Nowy rząd de nomine był koalicyjny, pół na pół Biały i Czerwony. Ale »czerwonymi« mianowańcami byli ludzie czerwoni tylko z pozoru, ci właśnie, którzy umożliwili zamach na dotychczasową władzę” – pisał prof. Stefan Kieniewicz w monografii o powstaniu styczniowym. Informacja o dyktaturze Langiewicza dotarła do dotychczasowego rządu już 12 marca. „Wszedł Giller, a przywitawszy się i przeprosiwszy za opóźnienie, oświadczył, że przychodzi z ważną i bardzo szczęśliwą nowiną, że: »mamy dyktatora«. [...] wyjął z kieszeni jakiś papier, rozwinął go i położył na stole, mówiąc: »Langiewicz ogłosił się dyktatorem , a to jest jego proklamacya. Był to jakby grom z jasnego nieba«” – wspominał członek rządu Józef Janowski. Po dłuższej dyskusji postanowiono, że dyktatura zostanie uznana, by nie kompromitować sprawy i nie wywołać wojny domowej. TRN ogłosił odezwę, że „dotychczasową swoją władzę składa w jego ręce i wzywa cały naród do posłuszeństwa dyktatorowi”. Z władzy jednak nie zrezygnował, mianując się Komisją Wykonawczą przy dyktatorze. „Uznajemy fakta dokonane, ale żaden rząd cywilny bez naszego zezwolenia nie stanie i stać nie może, bo cała część kraju przez nieprzyjaciela zajęta tylko przez nas jest trzymana i tylko za naszym zezwoleniem może być rządzona”. Z tym listem pojechał Stefan Bobrowski, gdy dotarł do Krakowa czekała go kolejna niespodzianka. Dyktatura już nie istniała.