Po odrzuceniu przez Rosję not dyplomatycznych mocarstw, temat interwencji w sprawie Polski praktycznie dogorywał, choć nadal nie można było odrzucić możliwości wybuchu wojny na wiosnę. Pod koniec października ambasador Austrii we Francji przyjechał do Wiednia z ofertą przymierza. Został przyjęty chłodno – Austria nie chciała odrodzenia Polski, bo to groziło jej utratą Galicji. W tej sytuacji Napoleon III w mowie tronowej zaproponował zwołanie wielkiego kongresu. „Traktaty z roku 1815 przestały istnieć. Palące namiętności rozdrażniaj się, i tak na południu, jak na północy potężne interesa wołają o rozwiązanie. Zachowamyż wiecznie stan ten, który nie jest ani pokojem z jego bezpieczeństwem, ani wojną z jej szczęśliwymi szansami? Nie nadawajmy dłużej sztucznego znaczenia przewrotnemu duchowi stronnictw krańcowych, opierając się przez drobne rachuby sprawiedliwym pragnieniem ludów. Miejmy odwagę zamiast stanu chorobliwego i niepewnego stworzyć położenie trwałe i regularne, bogdajby nawet okupione ofiarami. Dwie drogi stoją otworem: jedna przez pojednanie i pokój wiedzie do postępu, druga prędzej czy później nieszczęśliwe prowadzi do wojny uporczywym podtrzymywaniem przeszłości, która się zawala” – mówił cesarz. Projekt, którego Napoleon nie uzgodnił nawet z ministrami, wzbudził sensację. Książę Władysław Czartoryski, agent Rządu Narodowego, nazwał jego mowę „aktem najwyższej zręczności politycznej”, bo cesarz zagroził wojną, gdyby mocarstwa nie zgodziły się na rozwiązania pokojowe. „Mowa byłaby istotnie zręczna, gdyby Napoleon był w stanie narzucić swą wolę Europie – pisał w monografii powstania prof. Stefan Kieniewicz. – Jego bluff był nazbyt przejrzysty; polegał na tym, że proponowany kongres musiałby przynieść straty wszystkim mocarstwom – z wyjątkiem Francji. Wszystkie też w sposób mniej lub bardziej kurtuazyjny, odrzuciły propozycję kongresu”. Ostatecznie kongres nie został zwołany, a Francja, nie mogąc znaleźć sojuszników, nie zdecydowała się na rozpoczęcie działań wojennych.