To był krótki i burzliwy mariaż. Józef Ignacy Kraszewski wspierał powstanie emigracyjnego pisma „Ojczyzna” od chwili pojawienia się pomysłu zapewne w marcu 1864 r.. „Powstała dzięki funduszom zebranym przez Kraszewskiego, który dostarczył jej komitetowi redakcyjnemu kwotę dwóch tysięcy talarów na założenie pisma. (…) Kraszewski odegrał doniosłą rolę w nawiązaniu stosunków z prasą saską, w znalezieniu drukarzy” – pisał prof. Jerzy W. Borejsza. Pismo założyła w Lipsku grupa emigracyjnych działaczy, silnie związanych z władzami narodowymi. Najważniejszy był były członek Rządu, Agaton Giller. Pieniądze pochodził najprawdopodobniej od wielkiego finansisty i członka frakcji białych Leopolda Kronenberga. Zapewne dlatego Kraszewski, który co prawda publikował w „Ojczyźnie”, krytykował ją od pierwszego numeru. „Szkoda, że piszących tak wiele, a składających tak mało” – narzekał Kraszewski. Przede wszystkim jednak nie podobały mu się ostre wystąpienia przeciw szlachcie, a także zbyt „czerwone” poglądy. „Otwarcie dawał do zrozumienia, iż protektor, z którego kasy czerpie, nie da kredytów na drugi kwartał. Kraszewski natknął się jednak na opór Gillera, który nie chciał zmienić charakteru pisma” – czytamy o Borejszy. Pod koniec maja stosunki między Kraszewskim i Gillerem był już bardzo złe. Ostatecznie poszło o pieniądze. Kraszewski miał się wystarać o kolejną transzę, ale ich nie dostał. „Żadnej nadziei pieniędzy nie mam” – pisał 30 maja w liście i radził, by pismo z powodu grożącej rozprawy sądowej zawiesić. „Jeżeli proces wytoczony zostanie, chwytajcie tę zręczność do zawieszenia pisma (…) nie ryzykujcie dalszego pochodu, bo jest niemożliwy”. Giller był wściekły, odpowiedział inwektywami. „Dzisiejszy list Agathona dla kogo Innego dałby może powód du strzelania się z nim. Jest on więcej, niż niezręczny. Szczęściem, nie jestem zwolennikiem pojedynków, które niczego nie dowodzą i nikogo nie oczyszczają. List chowam, jako nagrodę należną mi i poświadczenie o człowieku” – pisał Kraszewski w kolejny liście. Dodawał, też, że w tej sytuacji „stosunki moje z Gazetą i Redakcyą są na wieki wieków zerwane”. Pisarza ubodły zarzuty, że nie dołożył wystarczających starań, by zdobyć pieniądze na dalsze funkcjonowanie gazety. „Zrobiłem, co mogłem. Bóg nas obu rozsądzi, ale ze stosunków – kwita. W tych dniach napastowałem, narażałem się, nudziłem o te nieszczęśliwe pieniądze tego, co je przyrzekł” – kończył Kraszewski. Brak możliwości zdobycia nowych środków zrzucał na linie gazety „gwałtownej, łającej, grubiańskiej, bez powagi, która drukuje takie niecne brudy”. Giller próbował sprawę łagodzić, ale Kraszewskiego nie przekonał. „Ojczyzna” wychodziła do października 1865 r.