Przedstawiciele rządu od 22 stycznia przebywający w Kutnie nie mieli możliwości podejmowania decyzji, byli także odcięci od bieżących informacji. Dopiero czwartego dnia powstania przybył do nich Władysław Daniłowski, który tuż przed wyjazdem RN z Warszawy został członkiem Komisji Wykonawczej Rządu. Przywiózł list od przewodniczącego Komisji i naczelnika Warszawy Stefana Bobrowskiego. „Ustnie udzielił nam wiadomości niezupełnie jasnych o akcyach w Sandomierskiem i w Podlaskiem. O Płocku nic jeszcze nie wiedzieli w Warszawie. W ogóle o pierwszych chwilach powstania w kraju nic jeszcze Daniłowski nie wiedział” – pisał Józef Janowski, członek RN. Nie było też żadnych informacji, czy wysłany do Ludwika Mierosławskiego do Paryża brat Józefa Władysław Janowski dotarł na miejsce i wręczył generałowi nominację na dyktatora powstania. Bobrowski się niepokoił: „ponieważ miał o przybyciu do Paryża zawiadomić telegraficznie, więc przypuszcza, że mógł być albo na granicy, albo gdzieś dalej aresztowany; dlatego żądał, żebyśmy sporządzili duplikat wezwania do Mierosławskiego, z którym Daniłowski powinien bezzwłocznie pojechać do Paryża”. Tak też się stało, tego samego dnia wieczorem Daniłowski pojechał w kierunku granicy. W kraju doszło tylko do niewielkich potyczek. Zaatakowano m.in. posterunek Kozaków w Grójcu. Nocny wypad osiemnastu kawalerzystów zakończył się sukcesem. Jak pisał Stanisław Zieliński w Bitwach i potyczkach powstania styczniowego, „zabito 7 kozaków, zraniono 4, reszta zaś uciekła do Warszawy”. Do starcia doszło też w okolicach Garwolina. „W Żelechowie przez 3 dni miejscowy aptekarz zbierał i poił powstańców. Dopiero gdy przybył Gustaw Zakrzewski, zdecydował się poprowadzić oddział, złożony z 400 ludzi uzbrojonych w strzelby i kosy, ku Garwolinowi i tam, przy karczmie Aleksandrówce, na szosie warszawskiej pobił kozaków” – pisze Zieliński.